Trudne chwile w Otyniu

Ks. Witold Lesner

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 48/2012

publikacja 06.12.2012 00:15

– Lubimy tu przyjeżdżać. To małe sanktuarium, ale dobrze nam się tu modli. Jest cicho i spokojnie. A Maryja wyprosiła zgodę w naszej rodzinie. Dla nas jest naprawdę Królową Pokoju – mówi Danuta Flikbach z Nowej Soli, która wraz z mężem Januszem odwiedziła Otyń.

Trudne chwile w Otyniu Cztery miesiące po zawaleniu się wieży sanktuarium kościół jest zabezpieczony ks. Witold Lesner

Kilka dat jest ważnych w historii kościoła i późniejszego sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju w Otyniu. W 1313 roku po raz pierwszy w annałach pojawia się nazwa tej miejscowości, w 1332 r. w mieście istniał już kościół, w którym od XV w. datuje się kult Matki Bożej, skupiający się wokół późnogotyckiej figury. Od 1665 do 1918 roku odbywały się pielgrzymki z figurą Matki Bożej z Otynia do Klenicy, na uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. 8 grudnia 2005 r. bp Adam Dyczkowski kościół w Otyniu podniósł do rangi diecezjalnego sanktuarium, a rok później, 25 czerwca odbyły się tu obchody jubileuszu 350-lecia obecności figury, połączone z uroczystą rekoronacją Dzieciątka Jezus i Matki Bożej. Ostatnie odnotowane wydarzenia są niestety złe. W sierpniu tego roku runęła kościelna wieża. Od tego momentu sanktuarium nie może normalnie funkcjonować. – Przez 3 miesiące nie można było wejść do kościoła. Był to najdłuższy „Adwent” w życiu nie tylko moim, ale i wielu parafian i pątników – mówi kustosz ks. kan. Grzegorz Sopniewski. – Figura została wyniesiona z kościoła, a Msze św. odprawialiśmy w byłych salkach katechetycznych lub na ścieżkach drogi krzyżowej wokół kościoła, a potem w szkole – dodaje kapłan.

Wierni pielgrzymi

Mimo tych trudności pielgrzymi nadal przybywają, by pokłonić się Matce Bożej. – Grupy i indywidualni pielgrzymi przybywają do nas od wiosny do jesieni. Są wśród nich także grupy spoza diecezji i sporadycznie zza granicy. W tym roku do sierpnia odwiedziło nasze sanktuarium około tysiąca pielgrzymów – mówi ks. Sopniewski. Jak przystało na miejsce modlitwy, pielgrzymi szukają w Otyniu przede wszystkim duchowego umocnienia. – Jest nas tu tylko dwóch księży, ale staramy się odpowiadać na duchowe potrzeby, przede wszystkim w sakramencie pojednania i Eucharystii. Staramy się najpierw dać „strawę duchową”, a dopiero później przychodzi czas na zwiedzanie i wspólne biesiadowanie – wyjaśnia kustosz. – Najbardziej obawiam się tych, którzy chcą tylko zobaczyć figurkę, zrobić zdjęcie i szybko odjeżdżać, bo jeszcze po drodze mają wstąpić w inne miejsca. – Z wielką radością pielgrzymowałem do Otynia podczas pracy w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Zielonej Górze z grupą 25 osób. Wędrowaliśmy pieszo, prosząc przede wszystkim o dar duchowego pokoju, tak ważnego w naszym rozpędzonym świecie – mówi ks. Radosław Szymański. Odległość niemal 20 km co roku pielgrzymi pokonują pieszo, rowerami lub autokarem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.