Katarzyna zaczyna, Andrzej potwierdza

Katarzyna Buganik

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 49/2013

publikacja 05.12.2013 00:15

Adwent – czas oczekiwania i intensywne przygotowania do świąt. O tym, jak wyglądał na Bukowinie, opowiada Jadwiga Parecka, kierownik zespołu górali czadeckich „Watra” z Brzeźnicy.

– Wśród wigilijnych potraw nie mogło zabraknąć kompotu z suszonych owoców i postnych gołąbków z kaszą, grzybami i kapustą – mówi Jadwiga Parecka – Wśród wigilijnych potraw nie mogło zabraknąć kompotu z suszonych owoców i postnych gołąbków z kaszą, grzybami i kapustą – mówi Jadwiga Parecka
Katarzyna Buganik /GN

Górale czadeccy przyjechali na Ziemie Zachodnie zaraz po wojnie, w 1945 roku, i osiedlili się głównie w gminie Brzeźnica. Z rodzinnych stron, z Bukowiny, przywieźli folklor oraz tradycje i zwyczaje, które do dziś kultywują w swoich zespołach i kapelach ludowych. Tradycje adwentowe i świąteczne są przekazywane z pokolenia na pokolenie i często prezentowane na różnorodnych kiermaszach przedświątecznych oraz imprezach plenerowych, m.in. w Muzeum Etnograficznym w Ochli k. Zielonej Góry. Adwent z przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia rozpoczynał się już od 25 listopada, czyli od św. Katarzyny. Na Bukowinie istniały związane z tym powiedzenia: „Jagwint Katarina zawiunzuje, a Andriej potwierdzuje” oraz „Kiera niedziela bliższa Andrieja, od tyj się jagwint zaczyno”. – Adwent był czasem umartwienia się i postanowień. Do świąt chciano przygotować się duchowo, naprawić swoje wady, by dobrze powitać Dzieciątko. Żadne zabawy nie wchodziły w tym czasie w grę. Był to również okres bardzo intensywnych przygotowań do Bożego Narodzenia – wyjaśnia Jadwiga Parecka. – Chłopcy przychodzili do gospodarza, który znał dużo pastorałek, i uczyli się kolędować, bo nie było tekstów drukowanych. Natomiast dziewczyny ze swoimi mamami robiły ozdoby choinkowe i przebierały pszenicę, którą się później gotowało jako kutię na wieczerzę wigilijną – dodaje.

Adwentowe święte

Ważnym obowiązkiem w czasie Adwentu było uczestniczenie w Roratach. – Msza św. była o godz. 6.00 rano. Roraty były szczególnie ważne dla dzieci, które codziennie do kościoła zanosiły po jednym źdźble siana, żeby Panu Jezusowi w żłóbku nie było zimno – mówi góralka. W Adwencie szczególne znaczenie miały dni, w których wspominano św. Barbarę i św. Łucję. 4 grudnia, w dniu św. Barbary, obserwowano aurę, by przewidzieć pogodę na święta. Mówiono wtedy: „Barborka po wodzie, Boże Narodzynie po lodzie”. W dniu św. Łucji kobiety, nawet najbardziej zapracowane, wystrzegały się takich prac jak szycie, przędzenie, robienie na drutach czy szydełkowanie. Jak głosi legenda, pewna kobieta chciała koniecznie skończyć pracę i w wigilię św. Łucji długo w noc przędła. Na uwagę męża, by zakończyła już pracę, odrzekła: „Nim się świnta Łucka dotuczka, to jo se wreciunko usuckom”. Po tych słowach stanęła przed nią kobieta z koszem pełnym pustych wrzecion i rozkazała, by do rana naprzędła na wszystkie wrzeciona. Postać zniknęła, a zmartwiona kobieta zaczęła prosić Matkę Bożą o pomoc. Wtedy do głowy przyszedł jej pomysł, by ze swojego pełnego wrzeciona nawinąć po kawałku przędzy na wszystkie puste wrzeciona z kosza. Tak wybrnęła z tej sytuacji. Dzień św. Łucji każdy pasterz zaczynał od przyniesienia do izby jednej trzaski na rozpałkę. Tak robił codziennie aż do Wigilii, a po świętej wieczerzy wrzucał je do pieca i palił, by żadna czarownica nie zabrała jego krowom mleka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.