Muzyka sługą liturgii

kk

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 50/2013

publikacja 12.12.2013 00:15

– Organista musi mieć świadomość, że grając w czasie nabożeństw, bierze odpowiedzialność za przeżycia duchowe uczestników liturgii – podkreśla ks. Bogusław Grzebień.

 Sulechowski organista nie tylko gra na Mszach św., ale prowadzi również parafialny chór Sulechowski organista nie tylko gra na Mszach św., ale prowadzi również parafialny chór
Krzysztof Król /GN

Możemy ich spotkać, a raczej usłyszeć niemal w każdej parafii. Wielu z nich studiowało w Diecezjalnym Studium Organistowskim. To uczelnia kościelna, która, jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się przygotowaniem organistów do posługi w parafii. Między innymi taką szkołę muzyczną ukończył Leszek Knopp, a teraz nawet sam w niej wykłada. – Ponoć się bardzo czepiam, ale to dlatego, że chciałbym w kościołach dobrego poziomu muzyki, a z tym, jak wiadomo, bywa różnie. Muzyka ma być sługą liturgii, a nie liturgia pretekstem do koncertu. Uważam również, że zła muzyka wyrządza więcej krzywdy, niż źle przygotowane kazanie – mówi Leszek Knopp, który jest nie tylko teoretykiem, ale praktykiem w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sulechowie.

Kiedyś będę tu grał

Jako mały chłopiec chciał być maszynistą. Nie żadnej elektrycznej lokomotywy, ale oczywiście parowozu. – Wiele razy jechałem parowozem. Jeszcze na trasie Wolsztyn–Sulechów. Do dziś sprawdzam wieści z parowozowni w Wolsztynie – uśmiecha się Leszek Knopp. Został jednak organistą i oczywiście tego nie żałuje. Pasja jednak nie bierze się znikąd. Odkąd pamięta, rodzice zabierali go do kościoła na chór muzyczny. Organistą wtedy był Remigiusz Mrozkowiak. – Gdy włączał organy, ja grałem tak jak on, palcami na ławce i zawsze marzyłem, aby na nich zagrać. Gdy miałem sześć lat, powiedziałem, że kiedyś będę tu grał. Nawet na filmie z Pierwszej Komunii Świętej widać taką scenkę: siedzę w ławce, zaczynają grać organy, a ja odwracam się i patrzę, oczywiście na nie – wspomina sulechowianin. Z czasem rodzice zapisali go do ogniska muzycznego, dzięki temu miał okazję występować na konkursach wojewódzkich i ogólnopolskich. – W czasie wizyty kolędowej ks. prał. Antoni Mackiewicz kilkakrotnie namawiał mnie, bym pomyślał o studium organistowskim. Niby chciałem, ale było mało czasu, ponieważ dużo ćwiczyłem, po kilka godzin dziennie – wyjaśnia. Na granie przyszedł czas w 2000 roku. – Nie było wtedy organisty i stwierdziłem, że te mszalne „rzeczy” potrafię grać. Poszedłem więc do ówczesnego proboszcza ks. Mackiewicza z propozycją gry. Po pozytywnym wyniku przesłuchania zezwolił mi na granie od soboty wieczór. W niedzielę na głównych Mszach kościół był jak zawsze pełen ludzi, a mnie zjadła trema. O ile z samą grą sobie radziłem, to mój występ wokalny był totalną porażką. Do dziś wspominam niektóre komentarze – śmieje się Leszek Knopp.

Kocha to, co robi

Wkrótce potem początkujący organista poszedł na studia muzyczne ze specjalizacją: muzyka kościelna. W tym samym czasie uczęszczał także na Diecezjalne Studium Organistowskie. – Organy fascynowały mnie nie tylko jako instrument „do Mszy”, ale w ogóle jako instrument muzyczny. W czasie studiów uczyłem się konkretnych utworów, poznawałem różne style od baroku poprzez romantyzm, aż po lata 30. ubiegłego wieku. Różne estetyki, podejście do harmonii, różne style budowy instrumentów – mówi Leszek Knopp. Sulechowianin kocha to, co robi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.