– Organista musi mieć świadomość, że grając w czasie nabożeństw, bierze odpowiedzialność za przeżycia duchowe uczestników liturgii – podkreśla ks. Bogusław Grzebień.
Sulechowski organista nie tylko gra na Mszach św., ale prowadzi również parafialny chór
Krzysztof Król /GN
Możemy ich spotkać, a raczej usłyszeć niemal w każdej parafii. Wielu z nich studiowało w Diecezjalnym Studium Organistowskim. To uczelnia kościelna, która, jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się przygotowaniem organistów do posługi w parafii. Między innymi taką szkołę muzyczną ukończył Leszek Knopp, a teraz nawet sam w niej wykłada. – Ponoć się bardzo czepiam, ale to dlatego, że chciałbym w kościołach dobrego poziomu muzyki, a z tym, jak wiadomo, bywa różnie. Muzyka ma być sługą liturgii, a nie liturgia pretekstem do koncertu. Uważam również, że zła muzyka wyrządza więcej krzywdy, niż źle przygotowane kazanie – mówi Leszek Knopp, który jest nie tylko teoretykiem, ale praktykiem w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sulechowie.
Kiedyś będę tu grał
Jako mały chłopiec chciał być maszynistą. Nie żadnej elektrycznej lokomotywy, ale oczywiście parowozu. – Wiele razy jechałem parowozem. Jeszcze na trasie Wolsztyn–Sulechów. Do dziś sprawdzam wieści z parowozowni w Wolsztynie – uśmiecha się Leszek Knopp. Został jednak organistą i oczywiście tego nie żałuje. Pasja jednak nie bierze się znikąd. Odkąd pamięta, rodzice zabierali go do kościoła na chór muzyczny. Organistą wtedy był Remigiusz Mrozkowiak. – Gdy włączał organy, ja grałem tak jak on, palcami na ławce i zawsze marzyłem, aby na nich zagrać. Gdy miałem sześć lat, powiedziałem, że kiedyś będę tu grał. Nawet na filmie z Pierwszej Komunii Świętej widać taką scenkę: siedzę w ławce, zaczynają grać organy, a ja odwracam się i patrzę, oczywiście na nie – wspomina sulechowianin. Z czasem rodzice zapisali go do ogniska muzycznego, dzięki temu miał okazję występować na konkursach wojewódzkich i ogólnopolskich. – W czasie wizyty kolędowej ks. prał. Antoni Mackiewicz kilkakrotnie namawiał mnie, bym pomyślał o studium organistowskim. Niby chciałem, ale było mało czasu, ponieważ dużo ćwiczyłem, po kilka godzin dziennie – wyjaśnia. Na granie przyszedł czas w 2000 roku. – Nie było wtedy organisty i stwierdziłem, że te mszalne „rzeczy” potrafię grać. Poszedłem więc do ówczesnego proboszcza ks. Mackiewicza z propozycją gry. Po pozytywnym wyniku przesłuchania zezwolił mi na granie od soboty wieczór. W niedzielę na głównych Mszach kościół był jak zawsze pełen ludzi, a mnie zjadła trema. O ile z samą grą sobie radziłem, to mój występ wokalny był totalną porażką. Do dziś wspominam niektóre komentarze – śmieje się Leszek Knopp.
Kocha to, co robi
Wkrótce potem początkujący organista poszedł na studia muzyczne ze specjalizacją: muzyka kościelna. W tym samym czasie uczęszczał także na Diecezjalne Studium Organistowskie. – Organy fascynowały mnie nie tylko jako instrument „do Mszy”, ale w ogóle jako instrument muzyczny. W czasie studiów uczyłem się konkretnych utworów, poznawałem różne style od baroku poprzez romantyzm, aż po lata 30. ubiegłego wieku. Różne estetyki, podejście do harmonii, różne style budowy instrumentów – mówi Leszek Knopp. Sulechowianin kocha to, co robi.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.