Papież wciąż bije brawo

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 17/2014

publikacja 24.04.2014 00:15

Niezapomniane spotkania. Wielu diecezjan w swoich albumach albo na ścianie ma zdjęcie z Janem Pawłem II. Za tymi fotografiami kryją się niezwykłe wspomnienia pełne wzruszeń, ale także nadziei, że kiedyś spotkamy się razem z nim w niebie.

Papież podczas spotkania z pielgrzymami w 1993 roku Papież podczas spotkania z pielgrzymami w 1993 roku

Czekałam na moment, kiedy podejdzie do mnie. Najpierw podszedł do mojego śp. męża Bernarda. Zapytał, ile mamy dzieci. Mąż odparł, że trzech synów, jednego w seminarium. Papież powiedział, że cieszy się, że mamy syna w seminarium, po czym podał dłoń mężowi. Podszedł do mnie, popatrzył w oczy, uścisnął dłoń i ofiarował różaniec. Moment uściśnięcia dłoni papieża był dla mnie jak spotkanie z wiecznością, światłością, która napawa nadzieją. Jak spotkanie anioła. Kiedy papież odszedł, rozpłakałam się – wspomina Joanna Tomiak z Nowego Kramska. – Zdjęcie z Ojcem Świętym towarzyszy moim codziennym modlitwom. Po spotkaniu zostały wspomnienia, poczucie ciepła w sercu i przekonanie, że Bóg zsyła nam aniołów, którzy pomagają w wędrówce do nieba. On był jednym z nich – dodaje.

Rodzinne fotografie

Bezcenne fotografie znajdują się także w albumie Tadeusza Mleczaka z Babimostu. Na pielgrzymce w Rzymie był dwukrotnie. Pierwszy raz w 1990 roku. – Zorganizował ją ks. Jerzy Gałązka, który wtedy był wikarym w naszej parafii. Przygotowania zaczęliśmy już pół roku wcześniej. Trzeba było m.in. załatwić wizy do Włoch. Zabraliśmy ze sobą pełne wyżywienie. To była pielgrzymka nauczycieli. Będąc w Rzymie, stwierdziliśmy, że pojedziemy jeszcze raz i weźmiemy tam swoje rodziny. I tak zrobiliśmy – opowiada z uśmiechem pan Tadeusz. – Za drugim razem nie trzeba było już wiz. Pojechaliśmy na wakacje i papież akurat był w letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Najpierw była Msza św., a potem spotkanie z ojcem świętym, na które zostaliśmy zaproszeni. Mieliśmy ze sobą transparent: „Rodzinna pielgrzymka ziemi babimojskiej” i oczywiście prezent dla papieża. To było polskie godło wyplecione z wikliny przez jednego z uczestników pielgrzymki. To spotkanie było zupełnie inne niż w trakcie poprzedniej pielgrzymki. Tamto było bardziej oficjalne, a to takie rodzinne i swojskie, tak bym to określił. Udało mi się porozmawiać z Ojcem Świętym, zapytał mnie, skąd jesteśmy, odpowiedziałem, że z Babimostu z diecezji gorzowskiej. Papież odpowiedział, że wie, gdzie to jest. Powiedziałem: „Ojciec Święty jeszcze u nas nie był. Zapraszamy”. Papież odpowiedział: „To ja kiedyś przyjadę”. Mam nawet gdzieś zdjęcie, jak rozmawiam z papieżem. To było tak serdeczne spotkanie i nie da się oddać słowami jego klimatu. Dla mnie to był naprawdę wielki człowiek, wielki przez swoją prostotę – kontynuuje.

Ten papież był człowiekiem

Wyjątkową fotografię w swoim albumie ma też Teresa Gładysz z Zielonej Góry. Spotkać się z Janem Pawłem II miała okazję w 1993 roku. Do Rzymu wybrała się z pielgrzymką organizowaną przez parafię św. Brata Alberta Chmielowskiego. Audiencja była zaplanowana w bazylice. W końcu nadszedł moment wyjścia papieża na spotkanie z pielgrzymami. – Wzmaga się szmer, przechodzi w jakiś niesamowity gwar, coraz głośniej. Patrzę, a tu papież już wyszedł i jest wśród nas. Ludzie opuścili swoje miejsca w ławkach i gremialnie napierali do przodu. Poprzez wszystkie dźwięki usłyszałam wołanie: „Ojcze święty, pobłogosław, przyjechałem z Rosji, pobłogosław mi i tym, którzy nie mogli przyjechać. Prosili, abym im przekazał Twoje błogosławieństwo. Oni na to czekają”. Papież na to wołanie stanął i wyciągnął do niego rękę. Widać na zdjęciu jego szczęśliwą i uśmiechniętą twarz, poniżej jego siostra, która stara się dotknąć szaty papieża, wyciągnęła rękę, jest pomiędzy zakonnicą a starszą panią z naszej grupy, która do nas dołączyła. Wszędzie ręce, każdy chce dotknąć ojca świętego. Papież po podaniu ręki temu, co błagał o błogosławieństwo, pomału odwraca się i idzie dalej. Jest przy nas, wręczamy kwiaty i prezenty – opowiada pani Teresa. Pani Teresa na twarzy mijającego ją papieża dostrzegła coś jeszcze. Było to skrajne zmęczenie. – Nagle zrozumiałam, ile wysiłku od niego, starszego człowieka, wymaga to spotkanie, gdzie każdy łapie go za rękę, za skraj szaty, byle dotknąć, nieraz szarpiąc, a on zmęczony, może w tej chwili chory, idzie przed siebie i błogosławi. Gdy go takiego zobaczyłam, zrozumiałam, że nie tylko my, ale też on potrzebuje modlitwy, błogosławieństwa Bożego, ażeby trwać. Nie wytrzymałam i sama nie wiem, jak to się stało, ale głośno zawołałam: „Ojcze święty, Zielona Góra modli się za ojca”. Na moje wołanie papież zatrzymał się, odwrócił, bo już nas mijał, stanął, zmęczenie z twarzy gdzieś zniknęło, oczy nabrały blasku i spytał: „Pani jest z Zielonej Góry? Ksiądz też z Zielonej Góry?”. Gdy ksiądz potwierdził, papież cofnął się, położył rękę na głowie księdza i naznaczył znakiem krzyża. Następnie odwrócił się i poszedł dalej przed siebie, błogosławiąc i dotykając spragnionych wyciągniętych do niego rąk. Przez chwilę nie mogliśmy wydobyć z siebie głosu. Potem ksiądz uklęknął i płacząc, powiedział do mnie: „Widziała Pani? Ojciec święty pogładził mnie po głowie, pobłogosławił, o Boże, pobłogosławił mnie”. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem i nie byliśmy w stanie nic powiedzieć. Zmęczenie, które nam towarzyszyło od rana, spowodowane napięciem, egzaltacją udzielającą się od tłumu, gdzieś się ulotniło. Wstąpił w nas spokój i ogarnęła wewnętrzna cisza – kontynuuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.