Czas honoru pana Dominika

kk

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 36/2014

publikacja 04.09.2014 00:15

„Wie Pan, ja jestem żołnierz wyklęty. Wojna skończyła się w 1945 roku, 
ale nie dla mnie” – tak rozpoczyna opowieść mieszkaniec Serbów k. Głogowa.

W 1987 r. pan Dominik otrzymał z Londynu Krzyż AK. Natomiast już w wolnej Polsce w 2000 roku odebrał awans na podpułkownika Wojska Polskiego W 1987 r. pan Dominik otrzymał z Londynu Krzyż AK. Natomiast już w wolnej Polsce w 2000 roku odebrał awans na podpułkownika Wojska Polskiego
Krzysztof Król /Foto Gość

Dominik Kiziak urodził się
4 września 1924 roku w Majdanie Pieniackim, na terenie dzisiejszej Ukrainy, jako owoc miłości Anny i Jana. – Mój ojciec w trakcie I wojny światowej służył w austriackim wojsku. Dostał się do niewoli włoskiej, a stamtąd został zwerbowany do armii Hallera. Po uzbrojeniu i przeszkoleniu żołnierze wrócili pociągiem do Warszawy. Tata walczył z bolszewikami, doczekał się stopnia kaprala – opowiada pan Dominik.


Oblali benzyną i podpalili


– W maju 1942 roku weszła do nas organizacja AK. W czerwcu, mając 18 lat, złożyłem swoją przysięgę – opowiada Dominik Kiziak. W 1943 roku rozpoczęła się fala mordów na Wołyniu. – Wołyniacy uciekali na bezpieczniejsze tereny. Zatrzymywali się w wioskach, gdzie przyjmowały ich polskie rodziny. Dotarli także na nasze tereny. Było u nas pięć wiosek czysto polskich: Huta Pieniacka, Majdan, Huta Werchobuska, Huta Oleska i Podhorce – mówi. – Ludzi ogarnął strach. Zaczęła tworzyć się samoobrona. Największy bastion powstał w Hucie Pieniackiej. Trzeba było jak najwięcej broni zgromadzić. W październiku, na Stefana, miał miejsce pierwszy mord w naszych okolicach. Gdzieś około 12 km od nas, w kolonii Halerczyn. W nocy banderowcy zamordowali 16 osób. Jedna kobieta była w stanie błogosławionym – dodaje.
Po mordzie strach był jeszcze większy. Okopywano wioski, wystawiano warty, kopano ziemianki, w stodołach robiono schrony. – Ludzie byli przerażeni. Z każdej zmobilizowanej wioski wybrano i przeszkolono sześciu chłopaków do obrony. Ja również dostałem się do „szóstki”. Byłem najmłodszy – kontynuuje.
Największa tragedia rozegrała się 28 lutego 1944 roku w Hucie Pieniackiej. We wsi miał miejsce mord na ludności polskiej, dokonany przez żołnierzy 4. Pułku Policji SS, złożonego z ukraińskich ochotników SS-Galizien pod dowództwem niemieckim, przy udziale oddziału UPA i oddziału paramilitarnego ukraińskich nacjonalistów. – Rankiem 28 lutego otoczono wioskę. Wszystkich mieszkańców wyprowadzono z domów i spędzono do kościoła i stodół. Oblano benzyną i podpalono. 1200 ludzi zostało spalonych. Z rodziny mojej babki 16 osób – opowiada pan Dominik. – Atak na Hutę trwał od szóstej rano do wieczora. Kobiety, dzieci, młodzież, starzy: spaleni, zabici – kontynuuje.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.