Ta myśl była od zawsze

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 19/2015

publikacja 07.05.2015 00:00

O chłopcu przekazującym znak pokoju, budowaniu szopki w salonie i organowej pasji z dk. Michałem Płończakiem rozmawia Krzysztof Król.

 Dk. Michał Płończak pochodzi z parafii pw. Stanisława Biskupa we Wschowie Dk. Michał Płończak pochodzi z parafii pw. Stanisława Biskupa we Wschowie
Krzysztof Król /Foto Gość

Krzysztof Król: Jak to było z powołaniem Księdza Diakona?

Michał Płończak: Powołanie do kapłaństwa odkrywałem od najmłodszych lat. Historia rozpoczęła się już w czwartym roku mojego życia, kiedy zostałem ministrantem w swoim kościele parafialnym. Był to okres kolędy. Salezjanin ks. Stanisław Kozyra, który pomagał w naszej parafii, dostrzegł, że na wieczorną Mszę św. razem z mamą przychodził mały chłopiec. Zapewne nie rzucałoby się to tak mocno w oczy, gdyby ten mały chłopiec podczas znaku pokoju nie przechodził przez cały kościół, podając rękę napotkanym ludziom. Po kilku dniach ks. Stanisław podszedł do mojej mamy i do mnie, proponując mi służbę przy ołtarzu. To, co pamiętam z tamtych czasów, to wielka radość, jaką sprawiała mi służba ministranta, i fakt, że chyba każdego dnia byłem na Mszy świętej, ani razu jej nie opuściłem. Dziś wielu wspomina, jak starsi ministranci pomagali mi usiąść na krześle, które nie było dostosowane do mojego wzrostu. (śmiech)

A kiedy pojawiła się pierwsza myśl o kapłaństwie?

Również w dzieciństwie bardzo często bawiłem się w księdza. Przygotowywałem ołtarze i odprawiałem nabożeństwa. Mojej babci zawdzięczam dużo szat liturgicznych, które szyła na maszynie, oraz wycinanie opłatków z wafli. Zabawie często towarzyszyli dziadkowie, mama, koledzy i koleżanki. W okresie Bożego Narodzenia budowałem szopki betlejemskie na wzór żłóbka we wschowskim klasztorze franciszkanów. Początkowo szopka mieściła się na biurku w moim pokoju, jednak co roku starałem się ją powiększać i w pewnym momencie pokój nie wystarczał. Żłóbek cieszył się zainteresowaniem bliskich znajomych, stąd mama, po wielu namowach, pozwoliła mi budować go w domowym salonie. Podobnie było z grobem Pańskim w okresie Triduum Paschalnego, którego powierzchnia musiała ograniczać się do mojego pokoju. Organizowanie takich aranżacji to moja pasja, którą zapewne wykorzystam w przyszłej pracy kapłańskiej. Myślę, że nie bez znaczenia dla powołania kapłańskiego jest mój kontakt z muzyką organową. W wieku 10 lat na jednej z Eucharystii zorientowałem się, że w kościele są organy, a ich brzmienie szczególnie przypadło mi do gustu. Postanowiłem uczyć się gry na organach. Z czasem zostałem organistą w kościele ojców franciszkanów we Wschowie, a dziś wykorzystuję swoje umiejętności, służąc w seminarium duchownym.

Kiedy przyszła ostateczna decyzja?

Myśl o kapłaństwie była we mnie od zawsze, ale do podjęcia decyzji zbliżałem się etapami. Po egzaminie maturalnym złożyłem papiery do Wyższego Seminarium Duchownego w Paradyżu i z roku na rok utwierdzałem się w swoim powołaniu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.