Kilometry wartości

Ks. Witold Lesner

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 32/2012

publikacja 09.08.2012 00:15

Był czas, gdy biegał po bieżni na 400 czy 800 metrów, później biegał z ulotkami, uciekając przed milicją. Gdy lat przybyło, zaczął startować w maratonach, a w 2000 roku pobiegł do Rzymu odwiedzić Jana Pawła II.

  Marek Rusakiewicz (z numerem 3300) przebiegł już ponad 30 maratonów. Występował  m.in. w Gdańsku, Poznaniu, Dębnie, Wrocławiu i, jak na zdjęciu, kilkakrotnie w Berlinie Marek Rusakiewicz (z numerem 3300) przebiegł już ponad 30 maratonów. Występował m.in. w Gdańsku, Poznaniu, Dębnie, Wrocławiu i, jak na zdjęciu, kilkakrotnie w Berlinie
Archiwum prywatne Marka Rusakiewicza

Bieganie to dla mnie sposób na życie. Dbam w ten sposób o sprawność ciała, ale i o równowagę w rodzinie czy w pracy. To też okazja, by trochę pomedytować. Gdy biegam kilkadziesiąt kilometrów, mam czas na wiele rzeczy, też na modlitwę różańcową i Koronkę do Miłosierdzia Bożego – mówi gorzowianin Marek Rusakiewicz.

Biegiem przez życie

Przygodę z lekkoatletyką rozpoczął w szkole. – Najczęściej biegałem 800–1500 metrów, ale zdarzało się i 3 tys. z przeszkodami czy 400 przez płotki – wraca pamięcią biegacz. – W stanie wojennym częściej biegałem z ulotkami niż na bieżni. Nieraz treningi się przydały, gdy uciekałem przed milicją – śmieje się. Za działalność w „Solidarności” dwa razy zaliczył pobyt w areszcie. – Był to dla mnie czas rekolekcji. Na okrągło czytałem. Przede wszystkim Pismo św. i książki religijne. Często były to encyklika Jana Pawła II „Laborem exercens”, „Etyka Solidarności” ks. Józefa Tischnera, czy pisma Gandhiego. Te trzy osoby są filarami mojego życia – wyjaśnia gorzowianin. Z czasem został posłem RP pierwszej kadencji. – Mając 28 lat, w 1992 roku, pobiegłem swój pierwszy Maraton Solidarności w Gdańsku. Pamiętam, że ukończyłem go w czasie 3 godz. 25 minut – wspomina biegacz. Dystans 42 km 195 metrów Marek Rusakiewicz przebiegł dotąd ponad 30 razy. Startował m.in. w Poznaniu, Dębnie, Wrocławiu, Berlinie… – Najbardziej egzotyczny maraton zaliczyłem na Hawajach. Będąc w 1998 roku w USA razem z kolegą pobiegliśmy w Kailua-Kona, największym mieście archipelagu hawajskiego. Na ok. 200 uczestników byłem 14., jako najszybszy nie-Amerykanin – uśmiecha się maratończyk.

Rodzina i Jan Paweł II

– Wyniki nigdy nie były najważniejsze, ale trening i możliwość poprawiania swojej wytrzymałości, sprawności. Miałem radość z tego, że mogę pobiegać, pościgać się…– mówi Marek Rusakiewicz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.