Męczenniczki ze Świebodzina

ks. Witold Lesner

|

Zielonogórsko-Gorzowski 07/2013

publikacja 14.02.2013 00:00

Rocznica śmierci sióstr boromeuszek. 30 stycznia 1945 r. wojska pierwszego frontu białoruskiego wkroczyły do Świebodzina. To, co działo się później, nazywano wyzwalaniem, ale dla wielu skończyło się tragiczną śmiercią.

Męczenniczki ze Świebodzina W Świebodzinie w domu dziecka, przedszkolu i świetlicy siostry opiekowały się w sumie ok. 240 dziećmi

Rodzina Stania Chwałowice (koło kościoła) Serdeczne pozdrowienia od siostry Senna z Jastrzębia (Schwiebno). Chcę zawiadomić, że (siostra) córka państwa, która razem ze mną była w Swiebusie już nie żyje.” To pierwsza wiadomość o śmierci s. Marii Leutbergis Stania, która dotarła do rodziny tzw. pocztą pantoflową. Z czasem relacji i świadectw było więcej…

Armia Czerwona wyzwala

Jedna ze świebodzińskich boromeuszek, s. Maria Aphrodisia Latzel, 10 sierpnia 1945 r. z Görlitz napisała list do przełożonej, matki Marynii. „W mieście zaroiło się od okrutnych band z Syberii i ludów mongolskich. Napastowali kobiety, niektóre były gwałcone 60–100 razy, po czym umierały. Niestety, ważyli się oni także napastować siostry. W dniu 3 lutego zastrzelili siostrę Edmarę, ponieważ nie pozwoliła się tknąć Rosjaninowi. Strzał w głowę – siostra żyła jeszcze kilka minut i otrzymała ostatnie namaszczenie. Jest pochowana w ogrodzie probostwa. W dniu 4 lutego zajechał samochód, dwoje Rosjan wdarło się do probostwa i zastali siostry w pokoju. Rosjanka zadecydowała: ta, ta, ta i ta siostra muszą pójść z nimi, wrócą za dwie godziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.