Odkrywanie człowieka, wspólnoty i słowa

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 10/2013

publikacja 07.03.2013 00:15

Teatr „Zdumienie” ma 10 lat. – Pokazujemy życie piękne i trudne, wzniosłe i upadłe, zabawne i smutne, po prostu życie... – mówi kleryk Dawid Siwak z Wyższego Seminarium Duchownego w Paradyżu.

 W 2010 roku Teatr „Zdumienie” zaprezentował „Ślepców” Maeterlincka, Klerycy nazwali ją sztuką o nadziei, która może nadejść w najmniej oczekiwanym momencie W 2010 roku Teatr „Zdumienie” zaprezentował „Ślepców” Maeterlincka, Klerycy nazwali ją sztuką o nadziei, która może nadejść w najmniej oczekiwanym momencie
Krzysztof Król

Życie teatralne w ponad 65-letniej historii Wyższego Seminarium Duchownego najpierw Gorzowie, a później w Paradyżu przybierało różne formy. Nie brakowało wieczorów poetyckich, montaży słowno-muzycznych, przedstawień kabaretowych i oczywiście tekstów klasycznych. Przygotowywały je poszczególne roczniki, ale przede wszystkim amatorskie grupy teatralne. Wśród nich Paradyska Scena Religijna „Logos” działająca w latach 1985–1989 i obecna Paradyska Scena Teatralna „Zdumienie”, która swoją pierwszą premierę miała w 2003 roku.

Teraz to mój dom

Dziesięć lat temu w historii paradyskiego teatru zaczął się nowy rozdział. Grupą zajęła się aktorka Teatru Lubuskiego z Zielonej Góry, Kinga Kaszewska-Brawer. –Okropnie się bałam. Pamiętam jak dziś ten grudzień 2002 roku, gdy jechałam do seminarium. Kupiliśmy z mężem swój pierwszy samochód, w którym, jak się okazało, nie działało ogrzewanie. Nie wiedziałam, czy bardziej trzęsę się z emocji, czy z zimna – opowiada z uśmiechem. – Wcześniej kontakt z księżmi miałam tylko na Mszy św. i podczas kolędy. To było dla mnie nowe doświadczenie. Nie wiedziałam, jak mam rozmawiać, ale szybko okazało się, że to normalni ludzie. Pan Bóg ten Paradyż dał również mnie. To ważne miejsce, które traktuję naprawdę jak drugi dom – dodaje. Aktorka ceni sobie pracę z klerykami. – Fenomenem Teatru „Zdumienie” jest to, że tworzą go ludzie z pasją. Nie robimy tego dlatego, że musimy, ale dlatego że chcemy. Pracuje się fantastycznie. Różnie jednak bywa z nauką tekstów. Klerycy mówią: „Pani Kingo, dzień przed premierą będziemy umieć”. Na początku denerwowałam się, ale teraz przywykłam, bo wiem, że oni przede wszystkim przygotowują się do kapłaństwa i mają masę obowiązków. Oprócz modlitwy i nauki muszą też zatroszczyć się przecież o wielki dom. Kolejne premiery wciąż pokazują, że dajemy radę – wyznaje Kinga Kaszewska-Brawer.

Bóg nie zabiera pasji

Z jednej strony Brandstaetter, Wojtyła, Przerwa-Tetmajer, a z drugiej Ionesco, Mrożek czy Woody Allen. Sztuki tak różnych autorów wystawia paradyski teatr. Pierwszą premierą kleryckiego Teatru „Zdumienie”, był spektakl „Wokół Mrożka” (2003). Kolejne to: „Tryptyk rzymski” (2004), „Fafros, czyli górskie bajanie” (2004), „Dies Irae” (2006), „Śmierć” (2006), „Lekcja” (2007), „Czekając na Godota” (2008), „Bącza, czyli ostatnia stacja przed końcem końca” (2009), „My” (2009), „Ślepcy” (2010), „Na pełnym morzu” (2010), „Oskar i pani Róża” (2011), „Zabawa” (2011) i ostatnio „Pod-Grzybek” (2012). – Zawsze zwracamy uwagę na to, żeby sztuki niosły za sobą jakąś wartość – wyjaśnia Kinga Kaszewska-Brawer. Diakon Paweł Sztyber do teatru trafił przez przypadek. Na pierwszym roku studiów zobaczył „Lekcję” Eugène Ionesco, a gdy wkrótce koledzy przygotowywali „Czekając na Godota” Samuela Becketa, okazało się, że jeden z aktorów nie może zagrać. – Debiut pamięta się całe życie – śmieje się dk. Paweł Sztyber. – Przed seminarium nie myślałem wcale o teatrze. Miałem plany związane z malarstwem i gdy wybrałem seminarium, to myślałem, że Pan Bóg mi to zabierze. Jednak okazało się, że w czasie wolnym nie tylko mogę realizować swoją pasję, a nawet odkryłem nowy talent, który mogę wykorzystywać, aby innych ludzi zbliżać do Boga – dodaje. Nie wszystkich widać na scenie. Za sprawy techniczne w teatrze odpowiada Michał Szot z II roku. – Żeby stworzyć jakieś dzieło, są potrzebni różni ludzie. My potrafimy działać razem. Potrzebny jest reżyser, aktorzy, ale też inspicjent, ktoś kto w odpowiednim czasie włączy dźwięk i zapali światło – zauważa Michał Szot i dodaje: – Teatr to dla mnie dobre spożytkowanie wolnego czasu. Nie ciągnie mnie do występowania, chociaż ciekawie byłoby spróbować. Wiem jednak, że jestem dużo bardziej potrzebny na tym stanowisku – dodaje.

Empatia, posłuszeństwo i wspólnota

Prawidłowa dykcja, poprawna emisja głosu, umiejętność kreowania postaci to niejedyne umiejętności, jakich można nauczyć się w tutejszym teatrze. – We mnie teatr rozwija empatię. Dzięki temu bardziej rozumiem drugiego człowieka, bo przecież w przedstawieniu wchodzę w czyjąś skórę, aby zagrać określoną postać w konkretnej sytuacji. Muszę poznać uczucia mojego bohatera i jakby przemienić się w niego, aby autentycznie go wyrazić. Praca nad rolą, budowaniem postaci naprawdę pomaga odkryć drugiego człowieka – wyjaśnia Michał Kaczyński z V roku i kontynuuje: – To oczywiście wiąże się z posłuszeństwem. To pani reżyser daje nam konkretną rolę i to ona ma koncepcję całości, ale jest też otwarta na nasze propozycje. Teatr to też dobra szkoła wspólnoty. – My nie tylko gramy sztukę, to tylko efekt końcowy. Przygotowania zaczynają się pół roku wcześniej. Nauka tekstu, ćwiczenie konkretnych scen, budowa scenografii, próby całości, występ, a później jeszcze wspólne podsumowanie. To wszystko buduje wspólnotę. Dzięki naszemu wspólnemu zaangażowaniu i wsparciu sponsorów powstała „Scena nad pralnią” – opowiada kleryk Michał Szot. – Atmosfera prób i samych spektakli bardzo mobilizuje. To jest zawsze czas odpoczynku, relaksu i uśmiechu. Ciekawe jest to, że premiery mieliśmy zawsze w czasie sesji. Każdy student wie, że to napięty czas, gdzie nerwy człowieka zjadają, a tu jeszcze kolejny stres… ale bardzo przyjemny – dodaje dk. Paweł Sztyber.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.