Trzeba mieć wrażliwe uszy

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 14/2013

publikacja 04.04.2013 00:15

Z s. Joanną Kwiatkowską, nową matką generalną ZSJM, rozmawia Krzysztof Król.

 Siostra Joanna pochodzi z Bytomia k. Katowic Siostra Joanna pochodzi z Bytomia k. Katowic
Reprodukcja: Krzysztof Król

Krzysztof Król: Niedawno została wybrana Siostra na matkę generalną…

S. Joanna Kwiatkowska ZSJM: Matka generalna to nie awans w kategoriach tego świata, ale bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie. Na pewno ani ja nie kandydowałabym sama z siebie na stanowisko matki generalnej, ani inna siostra. Kiedy jednak przyszło pytanie, czy przyjmuję ten urząd, nie mogłam powiedzieć: „nie!”, bo wierzę, że to jest wola Pana Boga. Każdego dnia pytam się: „Czego chcesz ode mnie, Panie?” i staram się być otwarta na to, co Chrystus mi daje. Wiem, że to Jego dzieło i On tym pokieruje. Matka generalna troszczy się o całe zgromadzenie. Odpowiada za sprawy personalne, kwestię placówek i nowe inicjatywy na całym świecie, a mamy placówki również na Wschodzie, w obu Amerykach czy w Afryce. W podejmowaniu wszelkich decyzji wspierają mnie siostry radne. I dzięki Bogu!

„Czego chcesz ode mnie, Panie?” – kiedy pojawiło się po raz pierwszy to pytanie?

W siódmej klasie podstawówki pojechałam na rekolekcje do sióstr salwatorianek i zapytałam Pana Boga: „Przyjaciele, rodzina, góry i wiele innych rzeczy. Czy to jest wszystko, co masz dla mnie, Boże? Czego chcesz ode mnie?”. Wciąż jednak nurtowało mnie, że jeśli Bóg uratował mnie w pierwszych chwilach mojego życia i chciał, żebym żyła, to ma On dla mnie jakiś plan. W końcu przyszła odpowiedź i pojechałam na rekolekcje dla dziewcząt do domu generalnego w Gorzowie Wlkp., a potem tu złożyłam papiery, choć nie znałam w ogóle tego zgromadzenia. Nie było żadnych objawień, ale po prostu wewnętrzne przekonanie, że mam tu być.

Większość życia zakonnego spędziła Siostra w Niemczech…

Tak. Najpierw jednak byłam w Gorzowie Wlkp. Tutaj spędziłam postulat, nowicjat i trzy lata po ślubach. Później byłam rok w Niewodnicy koło Białegostoku, a potem zgromadzenie wysłało mnie do Weiler w Niemczech, przy granicy z Austrią i Szwajcarią, gdzie posługiwałam przez ostatnie 20 lat. Katechizowałam w szkole w klasach od 1 do 10. Byłam także odpowiedzialna za duszpasterstwo dzieci, młodzieży i dorosłych – zwłaszcza przez przygotowanie do sakramentów świętych i prowadzenie różnych grup parafialnych oraz kursów ewangelizacyjnych (np. Kurs Alfa, Kurs Wiary, Kurs Dziesięciu Przykazań, Kurs Eucharystii, Kurs Ojcze Nasz). Razem z siostrami prowadziłyśmy Apostolstwo Bożego Miłosierdzia. Praca w Niemczech nauczyła mnie, iż trzeba kochać ludzi takimi, jakimi są, i wsłuchiwać się w ich potrzeby, a nie tylko proponować gotowe rozwiązania. Wtedy można zrobić więcej. We współczesnym Kościele trzeba mieć ogromne i wrażliwe uszy do słuchania.

Na terenie naszej diecezji takie wystawione ucho ma Matka Boża Cierpliwie Słuchająca z Rokitna…

Z tym wiąże się tajemnica dodana do mojego imienia, czyli s. Joanna od Matki Bożej Rozradowanej. Byłyśmy kiedyś z siostrami w Rokitnie i była odmawiana litania do Matki Bożej Rokitniańskiej. Jedno z wezwań brzmiało: „Uśmiechu Boga samego”. Ono tak mi się spodobało, że pomyślałam, że słowa Maryi: „rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” staną się moim zakonnym programem. Radość w Bogu jest czymś niesamowicie ważnym. Radujmy się, bo Chrystus nas zbawił! Przed swoim odejściem napisał o tym na Twitterze papież Benedykt XVI: „Chciałbym, aby każdy odczuwał radość z tego, że jest chrześcijaninem i że jest kochany przez Boga, który oddał za nas swojego Syna”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.