Lubię wypływać na głębię

ks. Witold Lesner

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 23/2013

publikacja 06.06.2013 00:15

Ks. Antoni Trzyna: – Przebywanie z ludźmi i praca dla ludzi jest główną myślą mojego kapłaństwa. Z ludzi jestem wybrany i do ludzi posłany. To usłyszałem podczas święceń i tego się trzymam.

 W kwietniu 2013 r. w Świebodzinie odbył się po raz pierwszy Marsz dla Życia. Przygotowali go młodzież i dorośli pod czujnym okiem i głosem wikariusza z sanktuarium W kwietniu 2013 r. w Świebodzinie odbył się po raz pierwszy Marsz dla Życia. Przygotowali go młodzież i dorośli pod czujnym okiem i głosem wikariusza z sanktuarium
zdjęcia i reprodukcje ks. Witold Lesner

Wostatnim dniu maja minęło 15 lat od święceń, które ks. Antoni Trzyna otrzymał z rąk abp. Józefa Michalika w Przemyślu. – Moja droga do kapłaństwa rozpoczęła się w czwartej klasie szkoły podstawowej. Byłem ministrantem. W naszej parafii zobaczyłem człowieka, który w klapie marynarki miał krzyżyk. Zapytałem proboszcza, co to oznacza. On odpowiedział, że to kleryk naszego seminarium – wspomina ks. Antoni Trzyna. – Ten krzyżyk obudził we mnie pragnienie… Też tak chciałem – dodaje wikariusz parafii Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie. Droga jednak była jeszcze długa: szkoła podstawowa, a później średnia, praca w rozlewni napojów i dwa lata w wojsku. Ostatecznie, mając 25 lat, wstąpił do seminarium. – Podczas studiów bardzo ważnymi osobami dla mnie byli ks. Marian Rojek, nasz wykładowca teologii dogmatycznej, który obecnie jest biskupem, oraz ks. Stanisław Potocki, profesor Starego Testamentu. Obaj są nietuzinkowymi postaciami. Biskup Marian bardzo konkretny, poukładany z ojcowskim podejściem, a ks. Potocki o wielkim intelekcie, a przy tym człowiek wielkiej pokory i zrozumienia dla ludzkich słabości – opowiada ks. A. Trzyna. – Pamiętam jeden z egzaminów. Byłem wtedy rozbity. Moja mama, która była wtedy już od 36 lat sparaliżowana, bardzo źle się czuła. Ks. Potocki zauważył to i zamiast zadać pytanie z materiału, zapytał „Co tam przeżywasz?”. Rozmawialiśmy o mamie. Oczywiście na końcu padło i pytanie egzaminacyjne – dodaje ksiądz. – Chciałem być takim księdzem jak oni. Są dla mnie wzorem. Dzień święceń nadszedł 31 maja 1998 r. – Bardzo je przeżyłem. Cieszyłem się, że moja mama mogła na nich być. Przyjechała na wózku. Wiem, że Ona, przez swoje modlitwy i ofiarowane za mnie cierpienia, utwierdzała moje powołanie. Dziś, już z nieba, nadal przy mnie jest. Po 10 latach pracy w diecezji przemyskiej ks. Antoni Trzyna przeniósł się do diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. – Abp Józef Michalik poprosił księży, aby kto chce, przyjechał do tutejszej diecezji, aby pomóc tu w pracy. Zgłosiłem się i od 5 lat pracuję w sanktuarium w Świebodzinie – wyjaśnia „zagadkę” swoich przenosin ze wschodu na zachód Polski.

Młodzi dla Jezusa

Od początku swojego kapłańskiego życia kierunek „z młodzieżą do Jezusa” mocno wpisał się w pracę ks. Antoniego. – Jeszcze w diecezji przemyskiej realizowaliśmy z młodzieżą zwariowane pomysły. Czasami po Mszy św. w niedzielę ktoś rzucał pomysł „A może pojedziemy na oscypka do Zakopanego?” lub „Zwiedzimy zamek w Krakowie?”, a kiedyś „Może lot samolotem?”. I jechaliśmy kilka godzin, by zjeść góralski przysmak czy podziwiać podniebne widoki – śmieje się kapłan. – Najbardziej „świrniętym” pomysłem była szkoła przetrwania w Bieszczadach. W 10 osób wybraliśmy się w góry na tydzień. Mieliśmy tylko suchy prowiant i śpiwory. Sami robiliśmy szałasy czy organizowaliśmy jedzenie. Super było! – mówi wyraźnie rozmarzony duszpasterz. – Zwykle wyjeżdżała ze mną młodzież z grupek parafialnych, ale czasami zdarzało się, że i zdeklarowani niewierzący. Jechali, jak mówili „dla widoków”, a później, z czasem niektórzy zaczynali się razem z nami modlić, prosili o spowiedź, wstępowali do duszpasterstwa. Teraz ich dzieci też są przy Kościele – poważnieje ksiądz. W Świebodzinie również zebrała się młodzież, która utworzyła grupę KSM-u. – Zaczęło się od wieczornych adoracji Najświętszego Sakramentu, później były różne wieczornice, akcje w obronie życia nienarodzonych, rowerowe wyjazdy, wspólne śpiewanie… – wymienia ks. Antoni. – Najfajniejsze jest to, że wiele pomysłów ma sama młodzież. Trzeba im tylko pomóc, czasami coś podpowiedzieć, ale przede wszystkim z nimi być! – zauważa kapłan. – Tak było chociażby z Marszem dla Życia. Ala i Krzysiek byli kiedyś na rekolekcjach Ruchu Czystych Serc i wrócili z propozycją zrobienia „czegoś” dla nienarodzonych dzieci. Zrobiliśmy więc akademię w Dzień Świętości Życia w 2011 roku. Każdy z uczestniczących w niej parafian otrzymał małego „Jasia”, czyli figurkę dziecka w 10. tygodniu życia w skali 1:1. W tym roku po raz pierwszy przeszliśmy ulicami Świebodzina, by głośno upomnieć się o życie dla najmłodszych – mówi ksiądz. – Praktycznie większość potrzebnych prac wykonała sama młodzież, ja się tylko trochę przy nich kręciłem. Tak im się spodobała ta praca do późna wieczorem przez kilka miesięcy, że  przygotowali flagi na wyjazd na Lednicę. Rozkręcili się! – śmieje się duszpasterz.

Głębiej w duchowość

To nie jest jakaś doraźna akcyjność. W działaniach ks. A. Trzyny widać głębszą perspektywę. Widać zmiany.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.