Zapachy młodości

kk

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 23/2014

publikacja 05.06.2014 00:15

„Niechże młodzi nie dziwią się, kiedy mówimy, że Tam bzy pachniały piękniej, lepiej smakował chleb, a rzeki wśród pól i łąk niosły krystalicznie czyste wody” – pisze Tadeusz Marcinkowski z Zielonej Góry w swojej książce „Skarby pamięci”.

 Mirosława i Tadeusz Marcinkowscy są od 57 lat małżeństwem. Mają dwójkę dzieci i troje wnucząt Mirosława i Tadeusz Marcinkowscy są od 57 lat małżeństwem. Mają dwójkę dzieci i troje wnucząt
Krzysztof Król /GN

Dlaczego mają się nie dziwić? Tadeusz Marcinkowski odpowiada: „To właśnie Tam, na Kresach, została przecież nasza Arkadia dzieciństwa i młodości, do której mimo upływu lat ciągle tęsknimy i którą zawsze nosimy w sercu”.

Patriotyczne fascynacje

Wszystko zaczęło się w Łucku na Wołyniu. To właśnie tam w 1932 roku przyszedł na świat Tadeusz Marcinkowski, syn Jana i Olimpii. Mama pracowała w łuckim magistracie, a ojciec był sekretarzem Sądu Okręgowego w Łucku i komendantem powiatowego Związku Strzeleckiego. Lata przedwojenne to były szczęśliwe czasy dzieciństwa. – Dom tonął w zieleni bzów i jaśminów oraz róż i innych kwiatów, pieczołowicie pielęgnowanych przez babcię. Zaraz za nim rozciągały się łąki, a przecinało je koryto Głuszca – wspomina. – Gdy byłem dzieckiem, rzeczka zmieniła się po wybudowaniu wałów nad Styrem w wąski strumyczek, zasilający swą wodą staw tuż koło naszego. Brzegi strumyka łączył drewniany mostek, przez który wybiegałem na łąki, aby witać wracającego z pracy ojca, gdyż gmach sądu wznosił się nieopodal, przy ul. Jagiellońskiej. Staw był ulubionym miejscem naszych dziecięcych zabaw, a w zimie zmieniał się w miejską ślizgawkę. Ileż to było śmiechu, radości, niefrasobliwej dziecięcej odwagi – kontynuuje. Ojciec pana Tadeusza był patriotą, który szczególnym szacunkiem i podziwem darzył Józefa Piłsudskiego. – Te fascynacje przekazał i mnie. Nas, swoje dzieci, starał się wychowywać w duchu patriotycznym. Dużo i często opowiadał mi o bohaterach narodowych, o wojnie w 1920 roku i o Legionach. Przyniósł kiedyś do domu epidiaskop i wyświetlał przezrocza z widokami miast (Warszawy, Krakowa), scenami z historii Polski, a przede wszystkim – zdjęciami przywódców państwa polskiego i z okresu walk o niepodległość – wspomina zielonogórzanin.

Tragiczna śmierć ojca

Tadeusz Marcinkowski czekał bardzo na rok 1939. Wtedy miał pójść do szkoły. Niestety zamiast szkolnych przygód historia przyniosła zupełnie inne przeżycia. Aresztowanie ojca przez NKWD wryło się bardzo mocno w jego pamięć. Enkawudziści przyszli do mieszkania późną nocą i zaczęli przeszukiwać każdy kąt. – W trakcie rewizji leżałem w łóżeczku. Nie otwierałem oczu z przerażenia. Udawałem, że śpię. Po sporządzeniu przez enkawudzistę protokołu rewizji kazano ojcu włożyć płaszcz. Gdy go zabierano, poprosił, by pozwolono mu pożegnać się ze mną. Podszedł do mego łóżeczka, pochylił się nade mną i pocałował mnie w czoło. Byłem tak bardzo przestraszony, że i wtedy nie odważyłem się otworzyć oczu, by pożegnać się z ojcem – wspomina. Wkrótce potem słuch o Janie Marcinkowskim zaginął, a dopiero w 1994 roku okazało się, że prawdopodobnie został rozstrzelany w Kijowie i pochowany w zbiorowej mogile na Bykowni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.