Naszym znakiem był parasol

ks. Marcin Siewruk


|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 46/2014

publikacja 13.11.2014 00:00

Głuchoniewidomi. Nie słychać gotującej się wody. Prawie nic nie widać i nie słychać, boli oparzona ręka. Po omacku szukam kranu, żeby schłodzić dłoń. Czy zaryzykuję wyjście z domu? Nie ma szans, bez pomocy nie dam rady. Koniec eksperymentu.


Ewa Bączkowska-Skrzek, pełnomocniczka Lubuskiej Jednostki TPG Ewa Bączkowska-Skrzek, pełnomocniczka Lubuskiej Jednostki TPG
ks. Marcin Siewruk /Foto Gość

Zakładam mocno przyciemnione gogle, do uszu wkładam szczelne zatyczki i siadam wygodnie w fotelu. Uff…, jak cicho, spokojnie, czysty relaks. Próbuję wstać, przejść do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbatę. Trudno znaleźć łyżeczkę, muszę w pamięci szukać odpowiedniej szuflady. Jak długo może gotować się woda? Dotykam czajnika, sprawdzając, czy na pewno jest włączony i syczę z bólu. Poparzyłem się, nie słyszałem gotującej się wody. Prawie nic nie widać i nie słychać, boli oparzona ręka. Czy zaryzykuję wyjście do miasta, do sklepu albo do kościoła? Na pewno nie, bez czyjejś pomocy nie dam rady. Koniec tego eksperymentu – ściągam energicznie gogle, wyciągam zatyczki i oddycham z ulgą. Teraz można żyć!


Dla 8 tysięcy ludzi w Polsce, dla ok. 60 osób w województwie lubuskim życie w ciemności i ciszy to codzienność, a nie tylko doświadczenie, jakie w szkołach przeprowadzają wolontariusze z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. – To tacy ludzie są na świecie – niesłyszący i niewidomi jednocześnie? To musi być największe nieszczęście! – wspomina rozmowę z pewnym mężczyzną Grzegorz Kozłowski, współzałożyciel i przewodniczący TPG.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.