Teraz albo nigdy

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 13/2015

publikacja 26.03.2015 00:00

O kapłańskim powołaniu, odpowiedzialności biskupiej i rozmowie z Jezusem z bp. Stefanem Regmuntem rozmawia Krzysztof Król.

 Zawołanie biskupie ordynariusza naszej diecezji to słowa:  „Servire in caritate”  (Służyć w miłości) Zawołanie biskupie ordynariusza naszej diecezji to słowa: „Servire in caritate” (Służyć w miłości)
Krzysztof Król /Foto Gość

Krzysztof Król: Jak Ksiądz Biskup rozeznał swoje powołanie?

Bp Stefan Regmunt: U początku wielu powołań do kapłaństwa są rodzina, pobożna atmosfera w domu, służba ministrancka przy o ołtarzu, parafialna wspólnota, wyjazdy z rówieśnikami i księdzem nad morze czy w góry. W moim przypadku było podobnie, dzięki temu odkrywałem Boga i Jego miłość do mnie. Na początku jednak swoją przyszłość wiązałem z muzyką. Zdawałem do liceum muzycznego w Lublinie. Zostałem przyjęty, ale w związku z przeniesieniem się moich rodziców na Dolny Śląsk musiałem zmienić szkołę. Uczęszczałem do dwóch szkół: Liceum Ogólnokształcącego w Wałbrzychu i do Państwowej Szkoły Muzycznej również w tym mieście. Grałem na flecie poprzecznym, interesowały mnie koncerty. Spotkałem ludzi, którzy potrafili zafascynować mnie pięknem dźwięku i muzyki klasycznej. W maturalnej klasie trafiłem do szpitala z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Takie chwile sprzyjają refleksji nad własnym życiem. Zaraz po wyjściu ze szpitala spotkałem zakonnicę, która szła na cmentarz porządkować groby zmarłych sióstr. Zaoferowałem jej pomoc. Była zaskoczona, ale zgodziła się. W trakcie pracy trochę rozmawialiśmy, a ona w pewnym momencie zadała mi pytanie: „Młodzieńcze, czy nie myślałeś, by zostać księdzem?”. Nic wtedy nie odpowiedziałem, ale to pytanie ze mną pozostało. Potem rozmawiałem jeszcze ze swoim spowiednikiem i w końcu zdecydowałem się pojechać do seminarium do Wrocławia. Tam powiedziano mi, że jestem trochę spóźniony. Pokazałem zaświadczenie ze szpitala, ale mimo to sugerowano, żebym zaczekał jeszcze rok. Nie zapomnę tego nigdy, ale powiedziałem wtedy: „Teraz albo nigdy”. Oczywiście to było może mało dojrzałe, ale odważne i zdecydowane. Po moich słowach prefekt zgodził się i powiedział, żebym przyjechał.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.