Miłość zwycięża

ks. Marcin Siewruk

publikacja 27.12.2015 18:00

O małżeństwie, Bożej Opatrzności, spartańskich warunkach i miłości, która zwycięża z Barbarą i Markiem Warsickimi rozmawia ks. Marcin Siewruk.

Miłość zwycięża Barbara i Marek Warsiccy ks. Marcin Siewruk /Foto Gość

Ks. Marcin Siewruk: Jak to się stało, że 37 lat temu znaleźliście się Państwo nad Bałtykiem?

Marek Warsicki: Wyjechaliśmy nad morze do Dźwirzyna w poszukiwaniu pracy, mieszkania. Uprawiałem sport i często w okresie wakacji pracowałem jako ratownik nad morzem, więc to był pewny kierunek. Znaleźliśmy wspólnie z żoną zatrudnienie w pięknym ośrodku „Bolesław Śmiały”.

A jak to było ze ślubem?

Barbara Warsicka: Nasz ślub odbył się w małej kaplicy prowadzonej przez księży Chrystusowców, mieszczącej się w budynku mieszkalnym. Na nauki przedmałżeńskie dojeżdżaliśmy rowerami, a ksiądz zapraszał nas zawsze na herbatę, wprowadzał bardzo życzliwą, rodzinną atmosferę, właściwie w „domowych kapciach” poszliśmy do ślubu.

Marek Warsicki: Odkrywamy ważne etapy naszego życia, dlatego dzień ślubu jest takim wyjątkowym wydarzeniem. Byliśmy bardzo młodzi, ślub był bardzo skromny, właściwie nie mieliśmy wielu gości, świadkowie i parę bliskich osób.

Dzisiaj w Niedzielę Świętej Rodziny małżonkowie uroczyście odnawiają słowa przysięgi małżeńskiej, a jak wygląda to w Państwa małżeństwie?

Barbara Warsicka: Najczęściej, właściwie każdego dnia, powtarzamy słowa przysięgi małżeńskiej we wspólnej modlitwie. Nawet gdy nie jesteśmy razem, to dzwonimy do siebie i modlimy się wspólnie.

Marek Warsicki: Często też potwierdzenie słów przysięgi odbywa się bez słów. Codzienność niesie ze sobą różne chwile - i lepsze, i gorsze, czasami może jakieś złości, ale te nasze wspólne 37 lat potwierdza, że nie wydarzyło się nic, co by tę przysięgę przerwało albo skruszyło.

Czym jest dla Państwa przysięga małżeńska?

Barbara Warsicka: Przysięga wiąże się dla mnie z przekonaniem, że kiedy ją wypowiadam, to obowiązuje ona aż do śmierci, wtedy w kaplicy, wypowiedziana wśród świadków, była dla mnie bardzo ważna. Nie mieliśmy w tym czasie nic pewnego, ani mieszkania, ani pracy, nie wiedzieliśmy, jak długo będziemy mieszkać w Dźwirzynie, nie byliśmy pewni, czy zostaniemy tam na zawsze. Małżeństwo, słowa przysięgi zakładają trwałą drogę i do końca, a zewnętrzne warunki były całkowicie inne. Wszystko wydawało się takie kruche, ale po latach nic się nie zmieniło.

Marek Warsicki: Nasze życie, codzienność jest potwierdzeniem dnia ślubu. Trudno jest sobie każdego dnia przypominać słowa przysięgo małżeńskiej, ale postępowanie, dokonywanie wyborów, codzienny trening, systematyczność są bardzo ważne i to stanowi potwierdzenie przysięgi. Marzenia, które każdy z nas ma, spełniają się, ponieważ blisko mnie jest moja żona, wszystko realizuje się jakby automatycznie. Wierząc w obecność Boga, widzimy na co dzień, że to się potwierdza, On się o nas troszczy. Dostaliśmy wspaniałe prezenty, troje naszych dzieci: Miłosza, Natalię i Hiacyntę.

Pamiętacie Państwo jak wyglądały przygotowania do ślubu?

Barbara Warsicka: Właściwie w przygotowaniach do ślubu byliśmy zdani tylko na siebie, to było coś całkowicie innego, nie było planowania, przygotowywania perfekcyjnego scenariusza. Nasza córka podkreśla, że były to spartańskie warunki, właściwie survival. Przysięga, bycie razem, niezależnie od tego co się dzieje, co się może wydarzyć to dawało nam pewność. Piękne jest to, że nie było nas wtedy stać na perfekcyjne, jak z amerykańskiego filmu, zaplanowanie każdego szczegółu ślubu ani też przyszłości. Pozwoliliśmy się poprowadzić.

A jak wyglądały początki małżeństwa?

Marek Warsicki: Po ślubie mieszkaliśmy w bardzo skromnych warunkach, z dzisiejszej perspektywy właściwie niewyobrażalnych, ale najważniejsze, że mieliśmy siebie. Początki były bardzo trudne. Patrząc na nasze 37-letnie doświadczenie małżeńskie możemy powiedzieć, że jesteśmy bardzo spontaniczni i doświadczyliśmy, że Boża dłoń nas wspiera, pomimo tego, że jesteśmy bardzo mocnymi charakterami. Dzięki Opatrzności wiele spraw się ułożyło, całkowicie przekraczając naszą wyobraźnię. Okazuje się, że nad morzem, w tej małej miejscowości mieliśmy wszystko zacząć, tak miało być. Wszystkie doświadczenia, które zbieraliśmy po drodze - tak miało być. Dziękujemy Panu Bogu, że jest - i że jest obecny w naszym życiu.

Było może jakieś bardzo trudne wydarzenie, którego nie dało się przewidzieć i uniknąć?

Barbara Warsicka: Bardzo trudnym doświadczeniem, którego nie dało się uniknąć, był ponaddwuletni okres, kiedy nie mogliśmy się zobaczyć. To był początek lat 80. Mąż pracował w Berlinie Zachodnim, wysłał już prezenty na święta Bożego Narodzenia i szykował się do przyjazdu, a został wprowadzony stan wojenny, zamknięto granicę, nie miał możliwości powrotu. Godzinami czekaliśmy na możliwość rozmowy telefonicznej, mąż nocami warował pod budką telefoniczną, a ja na poczcie czekałam na rozmowę „kontrolowaną”.

A czy w ostatnich latach wydarzyło się coś nieprzewidzianego, co do dzisiaj wywołuje uśmiech?

Marek Warsicki: Niezwykle humorystycznym wydarzeniem była uroczystość 25-lecia małżeństwa. Wszystko było zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, głównym punktem była Msza św., na którą - jak się okazało - spóźniliśmy się. W pośpiechu błędnie zapisaliśmy godzinę, zaprosiliśmy gości. Przyszliśmy na Mszę św., a tu nikogo nie ma. Na szczęście ks. proboszcz, Krzysztof Skokowski podszedł do sytuacji z wyrozumiałością i stwierdził, że w trakcie Mszy św. odprawionej godzinę później będzie można się całkowicie skupić na odnowieniu przyrzeczeń małżeńskich, byliśmy tylko my i nasi goście. Przy całej komiczności tej pomyłki było to dla nas bardzo głębokie przeżycie.