Tam były inne zwyczaje

Zielonogórsko-Gorzowski 12/2016

publikacja 17.03.2016 00:00

O palmach, wileńskich tradycjach świątecznych i biegu ze święconką, z Anną Aniśkiewicz z Zielonej Góry, rozmawia Katarzyna Buganik.

Anna Aniśkiewicz z Zielonej Góry urodziła się w Gierdziunach na Wileńszczyźnie. Na Ziemie Odzyskane przyjechała z mężem i roczną córką Walentyną w 1958 roku. Dziś ma 86 lat, ale bardzo dobrze pamięta święta z rodzinnych, wileńskich stron Anna Aniśkiewicz z Zielonej Góry urodziła się w Gierdziunach na Wileńszczyźnie. Na Ziemie Odzyskane przyjechała z mężem i roczną córką Walentyną w 1958 roku. Dziś ma 86 lat, ale bardzo dobrze pamięta święta z rodzinnych, wileńskich stron
Katarzyna Buganik /Foto Gość

 

Katarzyna Buganik: Pochodzi Pani z Wileńszczyzny. Jak i kiedy na Kresach przygotowywano palmy wielkanocne?

Anna Aniśkiewicz: Palmy robiliśmy w sobotę przed Niedzielą Palmową. Składały się z bazi, gałązek lnu, jałowca i gałązek wierzbowych, które zbierało się wcześniej, i trzymało w wazonie, by wypuściły zielone listki. Palma przyozdobiona była kolorową wstążką. Do mojego parafialnego kościoła w Sobotnikach, do którego było 9 km, szliśmy pieszo z palmami, by je poświęcić. Po powrocie z kościoła każdego z domowników dotykano palmą w głowę i mówiono: „Palma bije, nie zabije”, co miało zapewnić spokój i bezpieczeństwo. Później tę palmę zakładało się za obraz w domu i ona tam była, aż do następnej Niedzieli Palmowej. W następnym roku paliło się starą palmę i przygotowywało nową.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.