Wsparci o krzyż

ks. Marcin Siewruk

publikacja 08.04.2017 13:31

W pochmurny poranek, 8 kwietnia pod figurę Chrystusa Króla w Świebodzinie przyszło setki osób, które uczestniczyły w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej.

Wsparci o krzyż EDK 2017, ostatnie metry przed dojściem do celu ks. Marcin SIewruk /Foto Gość

Pątnicy przez całą noc wędrowali bezdrożami z Zielonej Góry, Krosna Odrzańskiego, Łagowa Lubuskiego, Sulęcina i Rokitna. Od wyjścia 65 osób z Krosna Odrzańskiego, każdy starał się dostosować tempo do własnych możliwości, żeby sił wystarczyło na całą trasę.

– Ostatnie 15 kilometrów, wtedy zaczęła się walka i bardzo bolała mnie noga, ale wiedziałam, że chcę, i muszę dojść. Chciałam się jak najlepiej przygotować do spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem. Przeszłam całą drogę, nie chciałam zrezygnować, chociaż ostatnie kilometry były bardzo ciężkie, właściwie nie mogłam zgiąć lewej nogi w kolanie. Szliśmy wspólnie z kuzynem, był zaniepokojony, czy wystarczy mi sił, ale odpowiedziałam, że Jezus cierpiał jeszcze bardziej, do tego był biczowany, a mnie boli „tylko” noga. Na szczęście miałam krzyż, który był dla mnie oparciem i to dosłownie – powiedziała Anita Konieczka ze Szczawna.

Z Łagowa na trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej wyszło ponad 100 uczestników, najmłodszy miał 10 lat.

– Było po drodze wiele momentów zawahania, szczególnie w lesie, ale jak doszłam do ostatniej stacji przy figurze Chrystusa Króla, to jestem cała w skowronkach. Przydarzył mi się upadek w okolicach Przełaz, dokładnie przed siódmą stacją się przewróciłam. To było straszne, jak poleciałam, ale na szczęście nic się nie stało i mogłam iść dalej, wszystko dobrze się skończyło. Młodsze koleżanki dodawały mi siły, motywowały idąc wytrwale, nie marudziły i to bardzo mi pomagało, sama też nie marudziłam – mówiła Teresa Olszewska z Łagowa.

Na zakończenie, pod figurą Chrystusa Króla w Świebodzinie, uczestnicy EDK podkreślali, że idąc w ekstremalnej drodze krzyżowej mogli całkiem inaczej spojrzeć na problemy życia, które nagle nie rozwiązały się same, ale dostrzegli je z całkiem innej perspektywy. Przez kilka godzin nocnej wędrówki, wielkie problemy okazywały się nawet błahostkami.

– Krzyż dodaje mi sił. Pan Jezus cierpiał o wiele mocniej, czytanie rozważania przy każdej kolejnej stacji dodawało otuchy i siły, żeby ruszyć dalej – powiedziała Iwona Paszowska z Jemiełowa.

Wśród uczestników EDK wiele osób, miało już doświadczenie z ubiegłorocznej drogi krzyżowej i ta kolejna było całkowicie innym przeżyciem.

– Moim przełomem jest odkrycie, że krzyż rzeczywiście może dawać szczęście. To była moja druga EDK i tym razem było łatwiej, jeżeli chodzi o trud fizyczny, ale nie to jest najważniejsze, bo nie idzie się przecież siłami fizycznymi, ale duchowymi. Fragmenty rozważań uskrzydlały po drodze, nie czuć było już bólu, tylko radość. Odkryłam radość z krzyża, z trudu – mówiła Katarzyna Machelska z Zielonej Góry.

Pomimo zmęczenia i niewyspania, przy ostatniej stacji Ekstremalnej Drogi Krzyżowej radość z wyjścia z domu i spotkania Jezusa towarzyszyła pątnikom.

– Myślałam, że będzie ciężko, a tutaj zaskoczenie, że było prościej niż w roku ubiegłym. Tym razem doszłyśmy o wiele szybciej, nie robiłyśmy po drodze zbyt długich przerw, które i tak nam nie pomagały. Papież Franciszek zachęcał, żeby nie być kanapowcem i to faktycznie sprawia radość, warto wyjść z domu, żeby spotkać Jezusa. Warto żyć ekstremalnie – mówiła Monika Wieczorek z Zielonej Góry.