Słuchacze czekają na przeżycia

ks. Marcin Siewruk

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 48/2018

publikacja 29.11.2018 00:00

Chórów jest wiele, jednak chór Cantemus Domino jest wyjątkowy. W czym tkwi jego siła? We wspaniałych ludziach, którzy nie tylko pięknie śpiewają.

Próba przed koncertem na zakończenie obchodów 65-lecia zespołu. Próba przed koncertem na zakończenie obchodów 65-lecia zespołu.
ks. Marcin Siewruk

Seniorka, śpiewająca w chórze Cantemus Domino od 65 lat, jest przekonana, że właśnie to trzyma ją przy życiu, dodawało sił w wychowaniu czworga dzieci i 15 wnuków oraz pozwala przetrwać najtrudniejsze doświadczenia i choroby. – Śpiewam dla Boga, na Jego chwałę. Kto śpiewa, ten dwa razy się modli. Lubię śpiewać wszystko, ale najbardziej kolędy – zapewnia pani Maria.

Jak w rodzinie

– Wcale nie jest tak łatwo wziąć się w karby i wyjść z domu, bo przecież mamy mnóstwo obowiązków i spraw na głowie. A jednak idę na próby, czyli jest w tym chórze Cantemus Domino coś wyjątkowego. I muszę przyznać, że nie chodzi tylko o śpiew. Miałam okazję muzykować w wielu chórach, ale tutaj są niezwykli ludzie. Nawzajem się napędzamy. Czasami możemy być wściekli z różnych powodów, ale ciągnie nas do siebie – mówi Stefania Grondys, śpiewająca w chórze z siostrą Aleksandrą od ponad 30 lat. Cantemus Domino tworzą wyjątkowe osoby, które łączy pasja do muzyki, do śpiewu. Oprócz fascynacji niezbędna jest wytrwałość, bo jak zapewniają chórzyści, często ich próby przypominają rzeźbienie albo koronkową robotę. Mozolne ćwiczenie, wielokrotne powtarzanie jest bardzo trudne, ale budujące zaufanie i wyjątkowe więzy. – Ekipa jest niezwykła. Ludzie są świetni, ale nie ma co ukrywać, czasami trudni. Jednak w skrajnych sytuacjach, kiedy życie wymaga od nas więcej niż tylko próby śpiewu, potrafimy siebie wspierać, wzajemnie pomagać. Ci ludzie tacy są. Jestem w tym chórze ze względu na nich – zapewnia pani Stefania. Ciężkie choroby, zmaganie się z nowotworami mobilizują do zbiórek pieniężnych wśród chórzystów. Nie ma problemu, żeby zawieźć koleżankę, czy kolegę na chemię do Szczecina. Choroba i cierpienie nie eliminują z aktywnego udziału w próbach, koncertach. – Daje się zauważyć, że ludzie zapominają o swoich dolegliwościach. Na próbie choroba przestaje być ważna, na moment się zatrzymuje, resetuje – powiedział Aleksander Olejniczak.

Dłubanina na początek

Dyrygent proponuje nowy utwór do przygotowania, chórzyści decydują o przyjęciu propozycji i rozpoczęciu, jak w przypadku monumentalnych dzieł oratoryjnych, jakie chór Cantemus Domino ma w swoim repertuarze, wielomiesięcznych przygotowań. Na początek jest drukowanie partytury, potem wspólne czytanie nut, tekstów. Chórzyści nazywają ten etap „dłubaniem”. Osoby lepiej orientujące się w zapisie nutowym pomagają pozostałym w odczytaniu melodii, budowaniu struktury. Próby trwające ok. 90 minut odbywają się raz w tygodniu, ale kiedy trzeba, na przykład przed ważnymi koncertami, chórzyści spotykają się częściej. Kiedy poszczególne głosy poznają partie wokalne, następuje szlif, szukanie interpretacji, agogika [poznawanie tempa utworu – przyp. autora], dynamika, artykulacja. Nie ma wątpliwości, że dzieła oratoryjne należą do najtrudniejszych. To utwory długie, zawierające piękne, ale niezwykle trudne elementy. Wśród nich chórzyści zwracali uwagę na fugi, na których można się bardzo łatwo „wyłożyć”.

Amatorstwo, nie amatorszczyzna

Dyrygent prof. Maciej Ogarek kieruje chórem Cantemus Domino od lat i przyznaje, że współpraca z chórzystami amatorami jest wyjątkowa. – Najlepiej pracuje się z ludźmi, którzy mają podobną pasję w życiu. Naszą jest śpiew chóralny i występowanie. A jeśli chodzi o amatorstwo chóru, to rozumiem to trochę inaczej. Liczy się nastawienie do tego, co robię. Jeśli mam do muzyki serce i pasję, to staram się dać z siebie to, co najlepsze. Zawsze przestrzegam, żeby nie podchodzić do śpiewu byle jak, bo to wtedy jest już amatorszczyzna, całkowicie pozbawiona zaangażowania. Dlatego stawiam przed chórzystami wysokie wymagania, jakby był to zespół zawodowy. Tłumaczę to w następujący sposób: słuchacz nie pyta, kto śpiewa, ale oczekuje wykonania na jak najwyższym poziomie artystycznym i to jest w mojej pracy najważniejsze. Jeżeli podczas występu nie tworzymy atmosfery, okazji do przeżycia muzyki, to słuchacz oceni to jednoznacznie. Najpiękniejsze w pracy dyrygenta chóru jest wspólne doświadczenie piękna podczas udanego występu, wykonawców i publiczności – tłumaczy dyrygent. Chórzyści znają każdą nutę i dźwięk, a mimo wszystko pojawia się często moment wzruszenia. Konkretny moment, brzmienie, słowa powodują, że trudno opanować emocje. Warto dokładnie przyglądać się twarzom chórzystów, na których rysuje się cała paleta przeżyć. Dla pani Stefanii, jednym z wyjątkowych i wzruszających utworów, jest pieśń „Oto drzewo krzyża”. Jeśli słuchacze rozpoznają autentyczne emocje chórzystów, ich prawdziwość, to im również udzielają się podobne przeżycia.

Dzwony – Boży palec

Każdy występ chóru, poprzedzony tytaniczną pracą, jest niewiadomą. Dyrygent i chórzyści są pewni, że wszystko powinno wypaść jak najlepiej. Jednak zdarzają się niespodzianki, w końcu występują żywi ludzie. – Przecież każdy może się pomylić, ale sztuką jest wybrnąć z sytuacji w taki sposób, żeby słuchacz był przekonany, że właśnie tak to miało być. Przypomina mi się występ w Zielonej Górze w kościele pw. Ducha Świętego. Podałem dźwięki na rozpoczęcie, ale słyszę, że jesteśmy zupełnie, gdzieś indziej. W ułamku sekundy próbuję znaleźć wyjście z niefortunnej sytuacji, pojawia się myśl: trzeba przerwać, nie ma wyjścia. I sytuację uratowało bicie dzwonów na wieży. Od razu przerwałem śpiew, usiadłem. Słuchacze byli przekonani, że to było zamierzone. Dzwony umilkły, podałem na nowo dźwięk i tym razem wszystko poszło, jak powinno. Sytuacje bywają bardzo różne i trzeba odpowiednio zareagować. Jeżeli niespodzianki się nie zdarzają, to zespół nie ma doświadczenia, jak z nich wybrnąć, ale kiedy się pojawią, to uczymy się, jak sobie radzić – mówi prof. Maciej Ogarek.

Liczą się fakty

Chór Cantemus Domino powstał w 1953 r. przy parafii pw. Najświętszego Zbawiciela, początkowo jako chłopięco-męski, ale szybko przekształcił się w mieszany. Szczególną rolę w rozwoju chóru odegrał śp. ks. prałat Konrad Herrmann. Zespół nie tylko poszerzał swój repertuar, ale rozwijając działalność, wykraczał poza granice liturgii. Ambicją zespołu stało się wykonywanie nie tylko religijnych utworów wokalnych, ale także wielkich dzieł wokalno- -instrumentalnych. Działalność chóru sięga poza teren Zielonej Góry i ziemi lubuskiej – zespół współpracuje z wieloma podobnymi w Polsce oraz za granicą. Tradycją stały się wspólne koncerty z chórami miast partnerskich Zielonej Góry, w niemieckim Verden, we włoskiej L’Aquilii i francuskim Troyes. Międzynarodowe występy były okazją do prezentacji repertuaru wokalno-instrumentalnego, m.in. oratorium „Mesjasz” J.F. Haendla, oratorium „Paulus” F. Mendelssohna-Bartholdy’ego, kantaty „Carmina Burana” Carla Orffa. Do szczególnie ważnych wydarzeń zalicza się udział chóru w uroczystości konsekracji kościoła pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy we Lwowie oraz koncert we lwowskiej katedrze. Zespół jest laureatem wielu nagród i wyróżnień, do których należą m.in.: wyróżnienia na Ogólnopolskich Konkursach Kolęd i Pastorałek w Będzinie, „Brązowa Mucha” (2011) i „Srebrna Mucha” (2012) na Uczcie Chórów w Międzyrzeczu, „Srebrna Wstęga Solczy” na Międzynarodowym Festiwalu Chóralnym w Ejszyszkach na Litwie (2012)). Chór został odznaczony medalem „Zasłużony dla diecezji zielonogórsko-gorzowskiej” oraz odznaką „Zasłużony dla województwa zielonogórskiego”. Zespół nagrał płyty i uczestniczył w wielu audycjach radiowych, i telewizyjnych.

Dostępne jest 4% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.