Gość Zielonogórsko-Gorzowski 15/2019
publikacja 11.04.2019 00:00
Ks. Aleksander Walkowiak po pół wieku bycia księdzem podkreśla, że jest szczęśliwy.
Ksiądz Walkowiak wciąż aktywnie posługuje przy parafii pw. św. Mikołaja w Głogowie.
Krzysztof Król /Foto Gość
Krzysztof Król: Kiedy usłyszał Ksiądz głos powołania?
Ks. Aleksander Walkowiak: W 1945 roku w Gdyni, gdy miałem 11 lat. Pamiętam, jak po zakończeniu wojny matka powiedziała do mnie: „Chodź, idziemy do kościoła, bo pierwszy polski ksiądz przyjechał”. I poszliśmy, a wtedy miejsce dzieci było przy balaskach przed ołtarzem. Kiedy zobaczyłem pięknie służących ministrantów, postanowiłem się też zapisać. Poszedłem do księdza i powiedziałem, że chcę być ministrantem. A on zapytał mnie: „A ministranturę umiesz?”. Odpowiedziałem, że nie, a on na to: „To naucz się i przyjdź”. I nauczyłem się! To właśnie wtedy zrodziła się myśl, że chcę zostać księdzem. I nie opuszczała mnie aż do momentu wstąpienia do seminarium.
Ale Gdynia nie jest rodzinnym miastem Księdza?
Urodziłem się 21 lutego 1934 w Bydgoszczy i tam też został ochrzczony. Stamtąd, na początku wojny, wyjechałem z rodzicami do Gdyni, gdzie mieszkałem do 1947 roku. Potem wyjechaliśmy do Legnicy, gdzie ukończyłem szkołę podstawową i średnią, a później pracowałem 10 lat jako kolejarz.
Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.