XII Uroczystości Kresowe w Zielonej Górze-Łężycy

Ks. Tomasz Gierasimczyk Ks. Tomasz Gierasimczyk

publikacja 04.10.2020 18:26

Obchody upamiętniające ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej odbyły się 4 października w łężyckim kościele pw. Matki Bożej Rokitniańskiej i na tamtejszym skwerze Kresowym.

XII Uroczystości Kresowe w Zielonej Górze-Łężycy W uroczystościach uczestniczył Franciszek Bąkowski, jeden z ostatnich ocalałych z rzezi Huty Pieniackiej dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich 28 lutego 1944 roku. ks. Tomasz Gierasimczyk /Foto Gość

Uroczystości rozpoczęły koncert pieśni patriotycznych i religijnych w wykonaniu zespołu wokalnego Nasza Łężyca w kościele pw. Matki Bożej Fatimskiej w Zielonej Górze-Łężycy oraz Msza św. w intencji ofiar ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego.

Liturgii przewodniczył ks. Zbigniew Dymitruk, diecezjalny kapelan Kresowian i Sybiraków, a homilię wygłosił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski z Krakowa, historyk Kościoła i promotor upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu, który od 12 lat uczestniczy w zielonogórskich obchodach. - Nasza uroczystość od 12 lat jest przypomnieniem męczeństwa, ale także tradycji i kultury Kresów Wschodnich. Bez tej tradycji nie moglibyśmy zrozumieć naszej tożsamości, bo musielibyśmy wyrzucić Mickiewicza, Sienkiewicza, Słowackiego czy Herberta - mówił.

Kaznodzieja przypomniał też historię i współczesność Huty Pieniackiej, której pomordowanych mieszkańców będzie upamiętniać odsłonięta tego dnia tablica w łężyckim mauzoleum. - To była wielka polska wieś na Tarnopolszczyźnie, na tym skrawku Podola, który znalazł się w granicach Polski międzywojennej. Dziś na tym miejscu, gdzie zbrodni dokonali szowiniści ukraińscy z SS Galizien i Ukraińskiej Powstańczej Armii, nie ma praktycznie śladu. Zamiast domów, warsztatów i pól jest las. Jedynie dzięki ogromnym staraniom m.in. Stowarzyszenia "Huta Pieniacka" ze Wschowy pojawił się na miejscu zburzonego kościoła kamienny krzyż. Tutaj 28 lutego 1944 r. rozegrała się ogromna tragedia. Zginęli niewinni ludzie, którzy nikogo nie skrzywdzili - rolnicy, rzemieślnicy, autochtoni mieszkający tu od wielu wieków. Zostali wymordowani w straszny sposób. Do dziś, czytając relacje ocalałych, aż trudno uwierzyć, że takie barbarzyństwo mogło mieć miejsce, że brali w tym udział ludzie, który odwoływali się także do tradycji chrześcijańskiej - Cerkwi greckokatolickiej. Palono ludzi żywcem w stodołach, mordowano w tak straszny sposób, że trudno o tym mówić bez emocji - mówił ks. Isakowicz-Zaleski.

Ksiądz Isakowicz-Zaleski przypomniał także o obecnych problemach związanych z upamiętnieniem ofiar tamtych dni. - Dobrze, że przypominamy ciągle tragedię powstania warszawskiego i tragedię zbrodni katyńskiej, która także była ludobójstwem, ale trudno zrozumieć postępowanie i rozumowanie tych, którzy rządzą Polską, którzy ciągle uważają pamięć o ludobójstwie na Kresach Wschodnich za coś niewygodnego. Ale jeszcze bardziej bolesną rzeczą jest to, że kości naszych pomordowanych do dzisiaj nie są pochowane. W ciągu ostatnich lat, pomimo ogromnego wsparcia, które Ukraina otrzymuje od państwa polskiego, nadal jest zakaz pochowania pomordowanych. Nie odbywają się ekshumacje. Nie wolno postawić pomnika, a nawet zwykłego krzyża. Huta Pieniacka jest tutaj wyjątkiem. I nic nie zapowiada, aby nastąpił jakikolwiek przełom. Tylko słowa, puste słowa, obietnice, deklaracje i nic więcej. Także w Polsce ciągle słyszymy, że pomnik nie może stanąć, bo kogoś to urazi. Jakoś pomniki katyńskie czy pomniki pomordowanych Żydów w Holokauście nikogo nie rażą, ale pomnik pomordowanych Polaków przez Ukraińców jest niewygodny - mówił w homilii. Wyraził także uznanie dla społeczników, samorządowców, urzędników i kapłanów za to, że w różnych miejscach Polski udaje się dokonać upamiętnień, poparł także inicjatywę postawienia w Zielonej Górze pomnika ofiar ludobójstwa. - To jest ta właściwa droga prowadząca do pojednania, przebaczenia, bo bez prawdy, bez pamięci nie da się żadnego pojednania budować - ocenił.

Kaznodzieja nawiązał także do patrona dnia - św. Franciszka z Asyżu, którego zwołaniem są słowa: "Pokój i dobro!". - Są tak uniwersalne, że mogą być drogowskazem dla ludzi o różnych wartościach i poglądach, dla dobrych relacji między ludźmi i narodami. Niech więc dziś w tym pięknym kościele rozejdzie się to wezwanie skierowane do wszystkich mieszkańców Polski i innych krajów, że chcemy żyć w zgodzie ze wszystkimi, troszczyć się o wartości chrześcijańskie, ale pamiętamy o naszych pomordowanych i chcemy prawdy i pochówku tych ofiar. A to jest to, co ma kierować całym naszym życiem: pokój i dobro - mówił ks. Isakowicz-Zaleski.

Po Mszy św. poseł Jacek Kurzępa z Prawa i Sprawiedliwości powiedział mediom: - Wiele jeszcze jest do zrobienia przed rządem "dobrej zmiany". Byłobyby wstydem, gdyby ktoś po nas doprowadził do godnego upamiętnienia ofiar rzezi wołyńskiej - mówił. Wyraził też nadzieję, że "wreszcie dojdzie do przyznania się Ukraińców do ludobójstwa dokonanego na Wołyniu".

Dalsze uroczystości odbywały się na skwerze Kresowym przy pomniku Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej. Podczas obchodów zostały odsłonięte tablice upamiętniające mieszkańców powiatu Borszczów i polskich nauczycieli pomordowanych w ludobójstwie wołyńsko-małopolskim, a w krypcie pomnika złożona została ziemia z Huty Pieniackiej.

- Od kilkunastu lat jeżdżę na Kresy Wschodnie - mówił główny organizator uroczystości Czesław Laska, prezes Stowarzyszenia "Pamięć Polskich Kresów" w Zielonej Górze-Łężycy. - Ostatnio byłem tam ze Stowarzyszeniem "Huta Pieniacka". Zawsze idziemy na cmentarz Łyczakowski, naszą polską nekropolię. Odwiedzamy naszych bohaterów narodowych, wielkich zasłużonych ludzi, i zawsze sobie zadaję pytanie: "Za co ci ludzie w Hucie Pieniackiej i na Kresach zostali zamordowani?". Czy za to, że Maria Konopnicka napisała: "Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród"?, a może nasi rodacy zginęli za to, że Artur Oppman napisał: "O, mamo, otwórz oczy, z uśmiechem do mnie mów! Ta krew, co z piersi broczy, ta krew to za nasz Lwów"? - pytał retorycznie. Nawiązał także do 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej. - Pamiętajmy, aby zgodnie z nakazem marszałka Józefa Piłsudskiego utrwalać wolną, potężną Polskę. My tę wielką, potężną Polskę utrwalamy poprzez pamięć tych wszystkich zamordowanych Polaków. To jest nasz nakaz i rozkaz, i od tego rozkazu nikt nas nie może zwolnić - dodał.

Wojewoda lubuski Władysław Dajczak w przemówieniu podkreślił, że naszym rodakom pomordowanym w ludobójstwie na Kresach "jesteśmy winni chrześcijański pogrzeb i to, by zostały przywołane ich nazwiska i imiona". Odczytał także list premiera Mateusza Morawickiego. Odczytano też listy, które do uczestników skierowali Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, oraz minister Jan Józef Kasprzyk, prezes Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Minister Kasprzyk uhonorował także medalami Pro Patria działaczy kresowych z Łężycy. Odznaczenie za zasługi w kultywowaniu pamięci walk o niepodległość ojczyzny z rąk wojewody lubuskiego otrzymali Rafał Gajewski, Leszek Jazownik i Maria Jazownik. Medalem Pro Bono Poloniae za upowszechnianie wiedzy o historii walk i tradycjach niepodległościowych oraz krzewienie postaw patriotycznych odznaczony został natomiast Czesław Laska, prezes Stowarzyszenia "Pamięć Polskich Kresów" w Zielonej Górze-Łężycy.

Następnie na łężyckim pomniku odsłonięto kolejne tablice upamiętniające pomordowanych na Kresach.

Pierwszą tablicę odsłoniły fundatorki - Wanda Kowalska z córkami. Tablica została poświęcona "pamięci rodziców: Jadwigi Tracz, lat 38, i Kazimierza Tracza, lat 40, z Grabowca w gminie Jezierzany oraz ponad dwu i pół tysiącom innych mieszkańców powiatu Borszczów, województwa tarnopolskiego zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich w latach 1939-1946". - Chcemy podziękować Rozalii, Huculce, która wykazała się bohaterską postawą i dzięki której przeżyły nasza mama i jej siostra Czesława - mówił córki pani Wandy. - Mama wychowywała się bez rodziców, my bez dziadków. Chcemy podziękować, że mamy tu takie miejsce, gdzie możemy postawić znicz i pomodlić się. Mało jest takich miejsc w Polsce, a tam, na Ukrainie, mówi się ciągle szeptem, chyłkiem. Ludzie płaczą, ale nikt nie robi tego otwarcie - dodały.

Drugą tablicę ufundował Zespół Edukacyjny nr 6 w Zielonej Górze. Napisano na niej: "Pamięci nauczycieli, polskich patriotów pomordowanych w ludobójstwie wołyńsko-małopolskim", a odsłonili ją Przemysław Grabiec, dyrektor Zespołu Edukacyjnego, i Witold Towpik, wieloletni dyrektor Gimnazjum w Przylepie, który powiedział: - Nauczyciel na Kresach nie zawsze pochodził z Wołynia, Podola czy Tarnopolszczyzny. On często był spod Warszawy, z Lublina, a nawet z dalekiego Pomorza. To była misja, do której zgłaszali się ludzie na ochotnika, nie przez Ministerstwo Oświecenia, ale przez potrzebę niesienia dzieciom nauki w trudnym terenie, gdzie trzeba było krzewić polskość. Stąd ta grupa zawodowa była postrzegana przez nacjonalistów ukraińskich jako ostoja polskości. Ale to nie tylko ukraińscy nacjonaliści mordowali polskich nauczycieli. Pamiętajmy o wywózkach na Syberię i do Kazachstanu w latach 1939-1941, kiedy nauczyciel polski na Kresach stał obok osadnika wojskowego, oficera, księdza, pracownika służby leśnej i był traktowany jako potencjalny wróg. Późniejsza okupacja niemiecka i współpraca niemiecko-ukraińska dopełniła tego, że ok. 400 nauczycieli zostało w bestialski sposób zamordowanych na Kresach. Jako środowisko nauczycielskie jesteśmy dumni z tej tablicy.

Aktu dosypania do urny w krypcie pomnika ziemi z miejsca kaźni mieszkańców Huty Pieniackiej dokonali Małgorzata Gośniowska-Kola, prezes Stowarzyszenia "Huta Pieniacka" we Wschowie, oraz jeden z ostatnich ocalałych - Franciszek Bąkowski, który powiedział: - To dla mnie szczególna uroczystość, bo urodziłem się w Hucie Pieniackiej, przeżyłem jej pacyfikację. Nie przeżyli jej członkowie mojej rodziny: rodzice, brat, wujek z żoną i trojgiem dzieci, babcia, stryj, inni dalsi krewni. Do Huty Pieniackej jeżdżę prawie co roku. Byłem tam w lutym 33. raz. Dzięki prezes naszego stowarzyszenia dużo pracy włożyliśmy w porządkowanie terenu wokół pomnika cmentarza wioskowego, jedynego materialnego dowodu, że tam istniała wioska.

Tablice poświęcił ks. Dymitruk. - Są dwie rzeczy, które nigdy nie umierają. To pamięć i modlitwa. Dzisiejsza uroczystość jest tego wyrazem. Do modlitwy dołączmy też prośbę, aby mogły się dokonać ekshumacje i odbyć katolickie i polskie pogrzeby, a nadszedł taki czas, aby władze Ukrainy i społeczeństwo tego państwa umiały wypowiedzieć słowa: "Przepraszamy i prosimy o wybaczenie". Modlimy się także o to, aby na tej kresowej ziemi, przesiąkniętej krwią Polaków, Żydów, Ukraińców, Ormian i Rosjan, nie odradzał się banderyzm - powiedział.

Podczas XII Uroczystości Kresowych w Zielonej Górze-Łężycy rozdano też medale Stowarzyszenia "Huta Pieniacka" we Wschowie. Z rąk M. Gośniowskiej-Koli otrzymali je ks. Zygmunt Zimnawoda, proboszcz parafii pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Zielonej Górze, do której należy kościół w Łężycy, oraz prezes Laska.

Obchody zakończone zostały Apelem Poległych, salwą honorową i złożeniem kwiatów pod mauzoleum.

Patronat nad XII Uroczystościami Kresowymi w Zielonej Górze-Łężycy objęli biskup zielonogórsko-gorzowski Tadeusz Lityński, wojewoda lubuski Władysław Dajczak, marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak oraz prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki.

Uroczystości Kresowe w Zielonej Górze-Łężycy odbywają się od 2009 roku. Biorą w nich udział przedstawiciele władz państwowych, samorządowych i kościelnych, organizacji kresowych, kombatanckich, patriotycznych i politycznych, reprezentanci wojska, środowiska pedagogicznego, naukowego i artystycznego.

Pomnik Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA w Gniłowodach oraz innych miejscowościach na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej odsłonięty został na skwerze Kresowym przy kościele pw. Matki Bożej Fatimskiej w Zielonej Górze-Łężycy 14 października 2009 roku. Upamiętnia on pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów we wsi Gniłowody (pow. Podhajce, woj. tarnopolskie), skąd wywodzi się większość mieszkańców Łężycy, a także w kilku innych miejscowościach kresowych. Co roku na jego betonowych płytach dołączane są kolejne tablice z nazwiskami osób, które poniosły śmierć z rąk banderowskich zbrodniarzy. W ten sposób łężycki pomnik przekształca się w małe mauzoleum kresowe, stanowiące symboliczny grób ofiar ludobójstwa, których ciała spoczywają na ogół w bezimiennych mogiłach.