Odkryć, by być szczęśliwym

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 39/2022

publikacja 29.09.2022 00:00

Ks. Norbert Lasota podkreśla, że podstawowym powołaniem, do którego zaprasza nas Jezus, jest bycie uczniem.

Odkryć, by być szczęśliwym Krzysztof Król /Foto Gość

Krzysztof Król: Podczas ostatnich rekolekcji „Bohaterowie Boga” uczestnicy poznawali postać św. Piotra. Co Ksiądz starał się im przekazać?

Ks. Norbert Lasota: Przede wszystkim to, że w patrzeniu na św. Piotra celem nie jest on sam i jego historia, ale relacja z Jezusem. Wszystkie momenty Ewangelii, w których spotykamy tego apostoła, prowadzą do spotkania z Jezusem. Ważne, aby w spotkaniu ze Słowem szukać zrozumienia siebie – tego, kim jesteśmy i co przeżywamy w naszej codzienności. Dla mnie najpiękniejszym momentem życia Piotra jest burza na jeziorze, kiedy Jezus przychodzi do uczniów i zapewnia: „Nie bójcie się, to Ja jestem”, a Piotr w odpowiedzi mówi: „Jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Gdy wyobrażam sobie tę scenę i siebie w łodzi, pewnie w pierwszej kolejności prosiłbym, aby Jezus uciszył burzę. Piotr jednak chce w to wszystko wejść, patrząc na Jezusa. Najpiękniejsze w jego historii jest dla mnie to, że Jezus na różnych etapach życia Piotra wydobywa coś, czego on sam nie potrafi. Pokazuje mu siłę, jaka wynika z wiary w Boga, i potencjał, jaki może mieć jego współdziałanie z łaską, co widać w scenie cudownego połowu ryb. Dla mnie fascynujące jest, jak Jezus wierzy w Piotra mimo jego słabości i zdrady. Myślę, że młody człowiek bardzo potrzebuje dziś odkrycia w swoim życiu takiego spojrzenia Boga. Młodzi niestety często nie wierzą w potęgę dobra swoich serc, łatwo się poddają i zniechęcają porażkami. Świat wielokrotnie pokazuje im błędy, o wiele trudniej jest za coś pochwalić. Jezus znał słabości Piotra, zna też nasze słabości, a mimo to w nas wierzy. Wie, jak wiele możemy uczynić miłością, dobrem, które pomaga nam odkryć w sobie.

Czego więc młody człowiek może się nauczyć od św. Piotra?

Przede wszystkim zobaczyć, że podstawowym powołaniem, do którego zaprasza nas Jezus, jest bycie uczniem. Oczywiście często, gdy jest się młodym, czeka się na dorosłość, zakończenie etapów nauki, by móc samemu decydować o sobie i innych, by wreszcie móc być wolnym, być kreatorem swojego życia. Życie Piotra pokazuje, jak bardzo potrzebujemy kogoś, od kogo będziemy się uczyć wypełniać nasze powołanie – do kapłaństwa, do życia rodzinnego. Bycie uczniem nie ogranicza, ale otwiera na możliwości, których może w danej chwili jeszcze nie widzimy. Pomaga zrozumieć siebie i świat, w którym żyjemy. Zanim weźmiemy odpowiedzialność za innych, uczymy się jej wobec swojego życia – tego właśnie uczy się Piotr w relacji z Bogiem, a także tego, na czym polega wiara. Zobaczmy, jak cienka w jego sercu jest linia między wiarą a niewiarą. Idzie po wodzie, ale zaczyna skupiać się na przeciwnościach, czego konsekwencją jest tonięcie; chce oddać życie za Jezusa, a za chwilę zapiera się Go i ucieka… Myślę, że młodzi, a zapewne również my, dorośli, boimy się tych chwil, kiedy triumfuje w nas niewiara – może nie w Boga, lecz Jego słowom. Życie Piotra pokazuje jednak, że te miejsca mogą być dla nas szansą na spotkanie z Jezusem. Wiara jest dana raz na zawsze, bo Bóg nie cofa swej decyzji, ale my możemy się wycofać. Piotr uczy, że nawet jeśli pobłądzimy, zawsze możemy wrócić.

Dlaczego warto odkryć swoje powołanie?

By być szczęśliwym. Oczywiście nie mam na myśli szczęścia w ujęciu hedonistycznym, ale takie, które realizuje się na drodze relacji. Do tego często młodych zaprasza papież Franciszek, by nie pytać, kim jestem, ale dla kogo jestem. To sens każdego powołania. Na drodze rozeznawania nie ma jednego szablonu, pod który możemy podłożyć każdego człowieka. Każdy z nas jest traktowany przez Boga indywidualnie i dla każdego On przygotował oryginalną drogę. Święty Piotr daje nam wskazówkę, jak może to się dokonać. Każde spotkanie z Jezusem powołuje nas. W scenie z Ewangelii św. Łukasza o cudownym połowie, którą rozważaliśmy z młodymi, nie padają z ust Jezusa słowa: „Pójdź za Mną”. Piotr jest zaproszony, by wypłynąć łodzią i zarzucić sieci. Tylko tyle. Apostoł przeżył spotkanie z Jezusem, które pchnęło go, by pójść za Nim. Prawdziwe spotkanie z Bogiem zawsze niesie jakieś wezwanie, uruchamia nasze serce ku konkretnej drodze. Tam, gdzie nauczymy się trwać przy Jezusie, On pokaże nam, dla kogo jesteśmy na tym świecie.

Jak kształtowało się Księdza powołanie?

Moja droga to przede wszystkim doświadczenie młodego Kościoła w rodzinnej parafii. We wspólnocie odkrywałem prawdziwe przyjaźnie, spędzałem wolny czas oraz odkrywałem piękno wiary. Mieliśmy grupkę kolegów, z którymi nawet jeśli wychodziliśmy w piątek na miasto, to jednak punktem spotkań był kościół i wieczorna Msza św., bo w większości byliśmy ministrantami. Nawet nie wiem, kiedy pojawiła się we mnie myśl o kapłaństwie. Nie było konkretnego momentu, w którym usłyszałem: Pójdź za Mną. Byłem w Kościele, jeździłem na różne wydarzenia młodzieżowe, jak np. Lednica, Diecezjalne Dni Młodzieży. Z kolegami z parafii uczestniczyłem w męskich rekolekcjach w Paradyżu, w „Jackówce”, gdzie uczyliśmy się modlitwy brewiarzowej, adoracji, rozważania Biblii, ale również spędzaliśmy czas ze sobą. Nie ma w tym czegoś spektakularnego, ale rosło we mnie przeczucie, że moim powołaniem jest kapłaństwo. Nawet kiedy wstąpiłem do seminarium, nie było we mnie przekonania, że przyjmę święcenia. Tak wówczas czułem, chciałem spróbować. Powiedziałem sobie, że najwyżej zmienię studia. Ale Pan Bóg na to nie pozwolił i coraz bardziej dawał mi znaki – poprzez różne wydarzenia, praktyki, spotykane osoby – że to jest właśnie ta droga.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.