Nadzwyczajni, choć zwyczajni

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 11/2023

publikacja 16.03.2023 00:00

W naszej diecezji przez blisko ćwierć wieku wyznaczono 800 mężczyzn na nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej. Jak ta posługa wpływa naich życie?

Marcowe rekolekcje w sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie. Wzięło w nich udział ponad 100 osób. Marcowe rekolekcje w sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie. Wzięło w nich udział ponad 100 osób.
Krzysztof Król /Foto Gość

Tematowi „Gdzie jest moje miejsce w Kościele?” były poświęcone marcowe rekolekcje dla nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej w Rokitnie, które poprowadził ojciec duchowny seminarium ks. Tadeusz Kuźmicki. – Składa się takie życzenia: „Obyś żył w ciekawych czasach”, a czasy zapowiadają się dla Kościoła arcyciekawe – zauważa jeden z uczestników Piotr Kirziejonek z Zielonej Góry. – I do tego właśnie się przygotowywaliśmy, aby z pomocą Pani Rokitniańskiej ułatwiać wierzącym ominąć mielizny i wypłynąć na głębię – dodaje.

Nie z założonymi rękoma

Piotr Kirziejonek należy do Akcji Katolickiej, i już blisko 25 lat jest nadzwyczajnym szafarzem w zielonogórskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego. Był uczestnikiem pierwszego kursu dla kandydatów do tej posługi, który odbył się w naszej diecezji. – Pierwsza edycja obarczona była dozą ciekawości i niepewności. Dotyczyło to samych kandydatów oraz kapłanów przygotowujących nas do tej funkcji. Mówiąc językiem reklamy, byliśmy „z pierwszego tłoczenia” – śmieje się. – Po „wtłoczeniu” niezbędnej wiedzy i umiejętności i po otrzymaniu pozytywnego wyniku egzaminu uroczystość odbyła się w Głogowie w maju 1999 roku. W mojej parafii zostałem przedstawiony w nowej roli po procesji Bożego Ciała. Lepszego terminu rozpoczęcia posługi nie mogłem sobie wymarzyć. Po kilku latach mój zapał jako szafarza osłabł, ale podczas wizytacji kanonicznej w naszej parafii dzięki jednemu słowu bp. Pawła Sochy złapałem drugi oddech. Proboszcz zapewnił mnie też, że będę mógł służyć chorym, co do dziś czynię z wielką radością. Możliwość służenia cierpiącym jest istotą powołania nadzwyczajnego szafarza – mówi.

Aktywność w życiu parafialnej wspólnoty była tradycyjną cechą rodziny pana Piotra. Dziadek Szymon uczestniczył w budowie kościoła w miejscowości Wołkołata na wschodzie przedwojennej Polski. – Wiem, który kamień przytargał, aby wznieść mury kościoła – opowiada zielonogórzanin. – Ojciec Józef i mama Janina byli aktywni w życiu parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Żarach. Tata, współpracując z ks. prał. Tadeuszem Demelem, podniósł z ruin lub przywrócił do świetności wiele obiektów sakralnych na terenie dekanatu żarskiego. Ja nie chciałem być gorszy i dołożyłem swoją cegiełkę do budowy naszego kościoła na os. Pomorskim w Zielonej Górze. Do posługi szafarza zachęcił mnie ówczesny proboszcz ks. prał. Zbigniew Stekiel, a podtrzymywał w tym nowy gospodarz parafii ks. kan. Tadeusz Kulczyk. Moja decyzja na początku wynikała z chęci, aby nie stać z założonymi rękoma, ale pełne zrozumienie posługi przyszło po latach dzięki modlitwie, rozmowom, doświadczeniom – dodaje.

Porządek dnia Pańskiego

Piotr Kirziejonek jest ministrantem już ponad 60 lat. Ale jako szafarz ma jeszcze inne zadania. – W trakcie Mszy św. celebrans do położonej obok tabernakulum bursy wkłada odpowiednią ilość Hostii, które potem zanoszę chorym. Po osiedlu chodzę ubrany w komżę, bo tak się umówiłem z obecnym proboszczem ks. kan. Pawłem Łobaczewskim – wyjaśnia. – Razem z chorym wspólnie się modlimy, dziękując Panu Bogu za dar Eucharystii. Poza tym rozmawiamy i na tematy trudne, i te lżejsze. Czasami nawet coś pomogę w domu. Staram się chorych wysłuchać i odpowiedzieć na nurtujące ich pytania, a gdy coś jest zbyt trudne, odsyłam do kapłana. Poza tym proszę też swoich chorych o modlitwę w określonych intencjach związanych z życiem Kościoła, bo wiem, że ich cierpienie połączone z modlitwą ma siłę sprawczą. A sam niosę wszystkie ich intencje w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Niestety okres pandemii skomplikował nasze spotkania z Panem Jezusem, ale na szczęście już sytuacja pomału wraca do poprzedniego stanu – dodaje.

Bliskość ołtarza i możliwość zanoszenia Najświętszego Sakramentu innym pozwala zielonogórzaninowi myśleć o sobie jako o współpracowniku duszpasterzy. – Szafarz ma możliwości wspomóc proboszcza w animowaniu życia parafialnego i przez tę posługę można pełniej realizować przykazanie miłości bliźniego – mówi. – Oczywiście muszę dbać, aby moje codzienne życie nie kontrastowało z chwilą, gdy biorę w dłonie Pana Jezusa pod postacią chleba. Warto dodać, że posługa nadzwyczajnego szafarza wcale nie dezorganizuje mi powszedniego życia, lecz wręcz porządkuje niedzielę jako dzień Pański – dodaje.

Mogę być łącznikiem

W tych samych rekolekcjach wziął udział Krzysztof Turecki z parafii w Brójcach, szafarz od 12 lat. – Choć wiedziałem, że jest taka posługa i chciałem być szafarzem, uważałem, że nie jestem godzien. Myślałem: jak ja, bez święceń, mam dotykać Ciała Chrystusa?! To było dla mnie nie do pomyślenia. A jeszcze dodatkowo: co na to ludzie powiedzą? Broniłem się, ale ksiądz proboszcz używał wielu przekonujących argumentów i w końcu dojrzałem do decyzji – wyjaśnia pan Krzysztof, który prowadzi firmę transportową.

Zgodnie z przepisami zgodę na posługę męża musiała wyrazić żona. Ale z tym nie było problemu, bo i ona, i dzieci głowę rodziny od zawsze widzieli przy ołtarzu. Służy przy nim od 49 lat. Najpierw jako ministrant, a potem jako psalmista, lektor, kantor, ceremoniarz i teraz jako nadzwyczajny szafarz. – Czasem nawet moje dzieci żartowały: „Tato, ty chyba nie umiałbyś siedzieć na Mszy w ławce na kościele, bo nie wiedziałbyś, jak się zachować”. Bardzo kocham moją żonę i dzieci wraz z synową i wnuczką, którzy mnie wspierają w posłudze – podkreśla brójczanin.

Pan Krzysztof posługuje ze swoim bratem. Obaj rozdają Komunię podczas niedzielnych Mszy św., a także zanoszą ją chorym. – To coś wielkiego i nadzwyczajnego – podkreśla. – Trzymać Ciało Pana Jezusa w rękach to cudowne przeżycie, pozwalające być tak bardzo blisko Pana Boga. W moim odczuciu posługa nadzwyczajnego szafarza to powołanie! To Pan mnie wybrał, abym Go zanosił chorym, tym, którzy sami nie mogą przyjść do Niego. To wielka radość dla mnie, że mogę być łącznikiem i posłańcem Bożym. Kiedy przychodzę do chorego i rozkładam korporał, już widać radość, uśmiech i łzy tego człowieka, a potem są podziękowania i rozmowy. To niesamowite doświadczenie.

Także dla świeckich

Służba Bogu zmieniła życie pana Krzysztofa. – Zacząłem bardziej zdawać sobie sprawę, że muszę się stawać się lepszym człowiekiem, aby dobrze wypełniać posługę – zauważa. – Starałem się, aby moja modlitwa była rozmową z Bogiem, a nie tylko klepaniem regułek. Zacząłem odmawiać brewiarz, najpierw sam, a teraz z żoną, co nam daje wiele radości. Stałem się bardziej spokojny, ugodowy – dawniej byłem nerwowy i wybuchowy. Już nawet nie pamiętam, kiedy się kłóciłem z moją ukochaną żoną. Oczywiście są jakieś drobne sprzeczki i chwile milczenia, ale to też jest czasami potrzebne. Moja posługa nie koliduje z życiem zawodowym czy towarzyskim, bo wszyscy mnie szanują i wiedzą, że u mnie na pierwszym miejscu są Pan Bóg i Kościół – dodaje.

Doświadcza działania Stwórcy. – Któregoś dnia za sprawą Ducha Świętego udało mi się przekonać osobę, która od bardzo wielu lat nie przystępowała do Komunii św., aby poszła do spowiedzi – wspomina z radością Krzysztof Turecki. – Pan Bóg ma dla każdego plan i zadania. Nie tylko dla osób duchownych czy konsekrowanych, ale też dla świeckich. Myślę, że każdy z nas ma swoje powołanie i można zrobić wiele dobrego dla innych, będąc nadzwyczajnym szafarzem, a przy tym mieć wiele radości, że jest się potrzebnym – mówi.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.