Przytuliłam się do św. Jakuba

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 44/2023

publikacja 02.11.2023 00:00

Czy święci wciąż inspirują?Ten na pewno! Do wędrówki i refleksji o tym, co najbardziej istotne.

Uczestnicy wyprawy do Santiago. Uczestnicy wyprawy do Santiago.
Reprodukcja Krzysztof Król /Foto Gość

Pomysł wyruszenia na drogę św. Jakuba mieli w głowie od wielu lat. Mgliste marzenia Marcina i Joanny Wojtaszków z Czerwieńska, podsycane opowieścią przyjaciół, którzy ten szlak przebyli, i oczywiście hiszpańsko-amerykańskim filmem „Droga życia”, nagle zaczęły nabierać realnych kształtów.

Jeszcze jeden bilet

Wszystko zaczęło się w Sylwestera ubiegłego roku, gdy w grupie znajomych przyjaciół padło hasło: Camino de Santiago. Marcin od razu je podłapał. Początkowo wypad miał być męską przygodą. – Było pięciu chętnych, więc zaczęliśmy uzgadniać termin, wybierać trasę i kupować bilety lotnicze. Ale nagle uświadomiłem sobie, że nie mogę do Santiago iść sam – opowiada Marcin. – Z żoną łączą mnie setki kilometrów przemierzonych wspólnie w pielgrzymkach na Jasną Górę, dziesiątki kilometrów Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, liczne sanktuaria i miejsca kultu. Stwierdziłem więc, że kupuję jeszcze jeden bilet – dodaje.

A żona o pielgrzymkach do Santiago usłyszała wiele lat temu od nieżyjącego już ks. Zygmunta Lisieckiego. – Moje życie kręciło się wokół dzieci i nie wierzyłam, że będę miała kiedykolwiek możliwość pójścia szlakiem św. Jakuba. Temat powracał poprzez napotkane artykuły w gazetach, filmy czy książki. Marzenie narastało – opowiada Joanna. – Gdy mąż umówił się z kolegami na męską wyprawę do Santiago, to nie ukrywam, że było to dla mnie trudne doświadczenie, ale próbowałam sobie z nim poradzić. Poukładałam to w sobie, myśląc, że skoro nie udało nam się razem, to chociaż jedno z nas przemierzy szlak Jakubowy. Jednak po kilku dniach Marcin zaskoczył mnie wiadomością, że kupił bilet także dla mnie i musimy zacząć trenować chodzenie – dodaje.

To droga nas wybrała

Wybór niedawno przebytej trasy padł na Camino Portugues, a właściwie część tego szlaku. Wszystko oczywiście ze względu na ograniczony czas całość wyjazdu została bowiem zaplanowana na dwa tygodnie. Pielgrzymi postanowili wyruszyć z Porto. – Stamtąd do Santiago prowadzą trzy drogi: Centralna (najbardziej klasyczny szlak), Costa (szlak przebiegający w pobliżu oceanu) oraz Litoral (szlak biegnący praktycznie skrajem plaży) – wyjaśnia Marcin. – Spędziłem długie godziny, zastanawiając się, który szlak wybrać. Okazało się, że to on wybrał mnie. Trasy skrajem plaży w ogóle nie brałem pod uwagę. Pierwotnie planowaliśmy też z Joanną odłączyć się od grupy i wędrować samotnie. Okazało się, że zarezerwowany wcześniej nocleg w Porto był najbliżej wspomnianej trasy Litoral, którą na koniec poszliśmy, i to był strzał w dziesiątkę! W przeczytane wcześniej na Facebooku komentarze, że to św. Jakub wybiera drogę, nie wierzyłem, a teraz żona mówi, że jakby miała kiedyś powtórzyć Camino, to tylko tą samą drogą – dodaje.

Wyprawa trwała piętnaście dni. Zaczęło się od dwóch noclegów w Porto, oczywiście z wizytą w Fatimie. – Tam spędziliśmy dzień u Matki Bożej, pochylając się nad grobami Pastuszków oraz zatapiając swoje myśli przed Najświętszym Sakramentem. W towarzystwie m.in. Polonii amerykańskiej uczestniczyliśmy we Mszy św. odprawianej po polsku. Tam poprosiłam Maryję o opiekę na dalszą drogę – opowiada Joanna.

Potem jedenaście dni wędrówki i na koniec dwa dni w Santiago. Pątnicy pokonali w sumie ponad 300 km. – Początkowo szliśmy we czwórkę: Joanna, Przemek, Tomek i ja, po kilku dniach dołączył do nas Jerzy. Mariusz, który miał z nami przemierzyć ten szlak, ze względów zdrowotnych musiał zrezygnować dzień przed wyjazdem, ale mieliśmy go w naszej pamięci – wyjaśnia mieszkaniec Czerwieńska.

Camino otwiera oczy

Wędrówka do Santiago była czasem oderwania się od codzienności. – Wyłączyłem telefon firmowy, przestałem śledzić wiadomości i okazało się, że świat na tym nie ucierpiał, a ja zyskałem. Czas, w którym liczyła się tylko droga przeżywana wspólnie z żoną i przyjaciółmi – podkreśla z uśmiechem.

A droga, jak to droga, co rusz zaskakiwała. – Zdziwił mnie fakt, że wędrówka pomostami wytyczonymi po plaży wzdłuż oceanu nie jest nudna, jak mi się to jeszcze w Polsce wydawało. A nawet jest wręcz fascynująca, dzięki otaczającej przyrodzie, szumowi fal, powiewowi wiatru, wioskom rybackim, przez które przechodziliśmy. Ulubioną piosenką nuconą przez moją żonę była wówczas: „W lekkim powiewie przychodzisz do mnie, Panie…” – opowiada Marcin, a Joanna dodaje: – Wędrując, myślałam o pięknie życia. Codziennie dziękowałam Bogu za dzieła, które poruszały wszystkie moje zmysły. Rozkoszowałam się nimi i podziwiałam. Myślałam o tym, że wszystko to dostaliśmy za darmo! W codziennym życiu trudno jest się zatrzymać, a camino otwiera oczy i przypomina, że wszystko, co Bóg stworzył, było dobre. Obecnie w życiu szukam wzorców do naśladowania. Droga do Santiago pozwoliła mi przybliżyć się do świętego Jakuba, który towarzyszył Panu Jezusowi. Moje myśli kierowałam również do postaci Salome, która będąc matką Jakuba i Jana, prosiła Jezusa, aby jej synowie byli obok Niego w Jego królestwie. Jestem matką dorosłych dzieci i za jej wstawiennictwem proszę o łaski dla nich.

Otwarty znak pokoju

Na szlaku spotkali wielu pielgrzymów, a wśród nich wcale nie przeważali młodzi. – Czasem było tyle ludzi, że nie trzeba się było rozglądać się za strzałkami, bo pielgrzymi szli prawie gęsiego – śmieje się

Marcin.Oczywiście pątnicy z całego świata z zawsze życzliwie wypowiadanym zwrotem „buen camino” (dobrej drogi). Rzeczywiście był tam cały świat. – Jednak najbardziej zostają w pamięci napotkani po drodze Polacy. Monika i Mateusz z Wrocławia, którzy odmawiali Różaniec i mieli świetne tempo, czy Marta z Wiednia częstująca ciastem na postoju. Czasem te drogi się splatały i spotykaliśmy się ponownie – na noclegu, po kilku dniach na innym odcinku albo już pod katedrą w Santiago. Monikę i Mateusza spotkaliśmy też w drodze powrotnej w Porto, co było dużym zaskoczeniem – opowiada Joanna.

Pozytywnych zaskoczeń był dużo więcej. Chociażby otwartość mieszkańców. – Życzliwe uśmiechy i pozdrowienia na szlaku, nie tylko ze strony innych pielgrzymów, ale również mieszkańców – podkreśla Marcin. – Na Eucharystii poruszyła mnie postawa wiernych, zwłaszcza w Portugali, którzy podczas przeistoczenia i na „Baranku Boży” głównie stoją, oraz otwartość podczas znaku pokoju, bo w Polsce mam wrażenie, że ten znak po pandemii został zredukowany do kiwnięcia głową – dodaje.

Zmienia, choć nie od razu

Wspomnienia z wyjazdu to nie tylko piękne widoki i obserwacje po drodze, ale też oczyszczające refleksje. – Momentem, który pozostanie mi w pamięci, była pierwsza (i jedyna) kłótnia z żoną w czwarty dzień wyjazdu – zwierza się Marcin. – Uświadomienie sobie, że dopiero odległość prawie trzech tysięcy kilometrów od domu oraz ciężki plecak pozwalają z dystansem spojrzeć na swoje zachowanie i się zawstydzić – dodaje.

Po dotarciu do Santiago była oczywiście radość, że pomimo obaw, ciężkiego plecaka, bolących nóg i zmęczenia udało się dojść do celu, ale i trochę niedowierzania i niedosyt, że to już koniec. – Do Santiago doszliśmy w sobotę, bilet powrotny na lotnisko do Porto mieliśmy wykupiony na poniedziałek, stąd niedziela to był piękny czas rozkoszowania się celem naszej wędrówki. Przepiękna oprawa podczas Mszy św. dla pielgrzymów w katedrze i niezapomniany widok Botafumeiro, największego kadzidła świata, wprawianego w ruch przez ośmiu zakonników – opowiada Marcin, inżynier, a Joanna, nauczycielka, dodaje: – Moje odczucia były też ambiwalentne. Było trochę smutno, że to już koniec, ale również ogromna radość, że wreszcie można na ołtarzu podczas Eucharystii pozostawić wszystkie niesione intencje, a także przytulić się do świętego Jakuba. Nie tylko w przenośni! Zrobiłam to dosłownie.

Po takiej drodze, pełnej pięknego krajobrazu i ludzi, łatwiej iść ścieżką życia. – Jestem wdzięczna mojemu mężowi za to, że zabrał mnie na „męską wyprawę” – uśmiecha się Joanna. – Poznaliśmy się w drodze na Jasną Górę i wielokrotnie razem pielgrzymowaliśmy. Wkrótce przeżywać będziemy 30-lecie małżeństwa. Wspólnie przeżyty szlak świętego Jakuba był nam bardzo potrzebny, by wzmocnić nasz związek małżeński. Dziękuję Tomkowi, Przemkowi i Jurkowi za wspólną wędrówkę i wspólne śpiewanie Godzinek. Niejednokrotnie czułam duże męskie wsparcie. Dziękuję Mariuszowi, któremu nie dane było kroczyć z nami oraz wszystkim przyjaciołom, którzy wspierali nas duchowo – dodaje.

Czy droga do św. Jakuba zmienia człowieka? Zdecydowanie! – Nie jest to przemiana natychmiastowa – zauważa Marcin i zaraz dodaje: – Ta droga pracuje w tobie jeszcze długo po tym, jak przestałeś nią kroczyć. Bo raz przeżyte camino pozostaje w tobie na zawsze. Wracasz do niej myślami i z czasem odkrywasz zmiany, jakie się w tobie dokonały.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.