Dobra fryzura na spotkanie z Ojcem

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 45/2023

publikacja 09.11.2023 00:00

„Nowa inicjatywa w naszej parafii to »Fryzjer w twoim domu«” – to fragment ogłoszeń parafialnych. Ktoś zapyta: co to ma wspólnego z wiarą?

Bliźnim możemy służyć w różny sposób. Najlepiej – wykorzystując swoje talenty. Bliźnim możemy służyć w różny sposób. Najlepiej – wykorzystując swoje talenty.
Krzysztof Król /Foto Gość

To jedna z nowych inicjatyw w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Lubsku. Wszystko po to, aby dotrzeć do ludzi starszych i chorych, którzy z różnych przyczyn nie mogą przyjść lub przyjechać do fryzjera. – Ludzie długo pracują i nie zawsze mogą przywieźć taką osobę w godzinach otwarcia salonu – zauważa Anita Pieniążek, fryzjerka z 33-letnim stażem. – Często rozmawiałam ze starszymi klientami na ten temat i tak naprawdę to oni podsunęli mi ten pomysł. Długo o tym myślałam, rozmawiałam też z koleżeństwem po fachu, którzy wprost mówili: „Sorry, ale ja po domach chodzić nie będę”. Stwierdziłam: „Ok. To ja pójdę!” – dodaje z uśmiechem.

To zaszczyt

Ogłoszenia trafiły wszędzie, gdzie się dało. Zainteresowanie na usługi mobilne jest spore, bo wiele osób chce po prostu zaoszczędzić czas, aby zrobić coś jeszcze w domu lub nie musieć szukać niani do dziecka, żeby pójść do fryzjera. – Ale mi chodziło o innych klientów! Takich, którzy naprawdę nie mogą przyjść, bo są np. schorowani, starsi lub niepełnosprawni. Leżą na łóżkach w szpitalach, hospicjach, domach lub są umierający. Tacy ludzie wbrew pozorom też potrzebują fryzjera i właśnie tam idę – podkreśla mieszkanka Lubska. – Ta ostatnia grupa jest priorytetowa i oni są obsługiwani poza kolejnością. Już miałam wielu klientów przed ostatnią drogą do domu Ojca. I był to dla mnie ogromny zaszczyt, że to właśnie ja zostałam o to poproszona – dodaje.

Ale Anita od dawna, oprócz prowadzenia własnego salonu fryzjerskiego, przychodzi obcinać włosy do szpitala, hospicjum, DPS-u czy do domów chorych. – Reakcje są super! To zawsze jest ogromne wydarzenie – podkreśla z uśmiechem. – Ci ludzie na mnie czekają, jest dużo radości i z niektórymi znamy się już latami, więc relacje czasem są lepsze niż w rodzinie. I są takie miejsca, których nie mogę się doczekać, kiedy napiszą, że chcą się spotkać. Aż się chce wstawać do pracy! – cieszy się.

Fryzjer w szpitalu czy hospicjum wydaje się sprawą drugorzędną, ale, jak się okazuje, bardzo potrzebną. – To, że ludzie są chorzy albo umierają, to nie powód, żeby wyglądali brzydko. Często jest tak, że idziesz podciąć włosy takiej osobie, żeby pomóc rodzinie, opiekunce czy pielęgniarkom, bo włosy osób leżących dość mocno się kołtunią i trudno je utrzymać w ładnej formie. Moje przyjście niejednokrotnie pomaga po prostu w utrzymaniu codziennej pielęgnacji. A jeśli jest to osoba, z którą można jeszcze chwilę porozmawiać, to oczywiście poświęcam na to czas. Natomiast jeśli nie ma kontaktu, to po prostu żegnam się z rodziną i po cichutku znikam – mówi.

Może lepiej dzisiaj

A próśb o przyjście w tych ostatnich dniach nie brakuje. Bliscy często nie wiedzą, jak długo tlące się życie ich bliskich jeszcze potrwa, ale chcą do samego końca im pomóc, by dobrze wyglądali duchowo, ale też zewnętrznie. Dwie z wielu sytuacji mocno utkwiły w pamięci Anity.

– Pierwsza, to jak pod domem czekała na mnie koleżanka. Wiedziała, że wrócę późno z pracy i mówi: „Wiesz, moja ciocia umiera, ale chcemy jej obciąć włosy, bo się bardzo plączą. Pomożesz?” – opowiada. – Zapytałam, jak ciężki jest stan, a gdy powiedziała, że bardzo, to odpowiedziałam: „Dawaj, jedziemy”. Zadzwoniłyśmy jeszcze po jedną osobę do pomocy i o 21.30 byłyśmy na miejscu. Faktycznie włosy były bardzo długie i mogły sprawiać problem. Okazało się, że znam panią od lat i zawsze miała długie włosy, nie chciałam obcinać ich na krótko. Po chwili namysłu i rozmowy z rodziną doszliśmy do porozumienia, że włosy podetniemy, ale nie na krótko. Uczesałam je w ładny warkocz i pojechałam do domu. A na następny dzień dostałam wiadomość z podziękowaniami, ale też z informacją, że ciocia odeszła do domu Ojca.

Druga sytuacja była podobna. Do Anity zadzwoniła koleżanka z pytaniem o podcięcie włosów jej mamie. – Zapytałam, czy mogę jutro. A ona mówi, że może lepiej dzisiaj, bo jutra może już nie być. I załatwiłyśmy to od ręki. Na koniec jej mama powiedziała do mnie: „Dziękuję, Anita”. To mnie kompletnie zaskoczyło, bo myślałam, że jest już słabo świadoma. Od tego czasu moje serce zapragnęło, by posługiwać takim ludziom. Nie wszystkich umiem wymienić z imienia, ale niektórych tak – i noszę ich w sercu do dzisiaj – uśmiecha się.

Do zadań specjalnych

Każdy, kto skorzystał, wie, że warto ją polecić dalej. – Z Anitą znamy się od dość dawna. Wiedziałam, że jest fryzjerką i gdy moja mamusia zachorowała na raka i zaczęły jej wypadać włosy, zadzwoniłam do Anity z zapytaniem, czy nie przyjdzie i czy nie obetnie ich mamie – wspomina Ewa Sachar-Nowak z Lubska. – Zgodziła się bez żadnego „ale”. Wiem, że w trudnych sytuacjach mogę zawsze na nią liczyć. Anita to taki dobry anioł na ziemi, który jest tam, gdzie potrzebna jest pomoc. Dwa lata temu, gdy moja mama ponownie zachorowała i nie mogła pójść do fryzjera, znowu poprosiłam ją o pomoc. Teraz to była inna sytuacja, bo mama była przy końcu swojego życia. Obcięła jej włosy, pomogła umyć głowę i dzięki niej mama odeszła do domu Ojca piękna. Pomogła też mojej teściowej, gdy ta była po udarze. Naprawdę, jeśli ktoś ma osobę schorowaną, leżącą i chce, aby poczuła się dobrze w swojej skórze, to Anita na pewno pomoże. Ma podejście i wie, jak z taką osobą się obchodzi. Nie każdy potrafi i chce z uśmiechem przyjść do osoby starszej lub chorej i zająć się nią z uśmiechem na twarzy. Dziękuję Bogu za dobrego anioła na tej ziemi – mówi.

Podobne odczucia ma Małgorzata Chrenowicz, która pracuje w Domu Pomocy Społecznej w Lubsku. – Często widzę pracę Anity i to, ile serca wkłada w pomoc naszym mieszkańcom. Oni ufają jej, bo wiedzą, że Anita potrafi sprostać ich oczekiwaniom – podkreśla. – Idealnie dobiera kolor farb, uzyskując jak najbardziej naturalny efekt. Panie potem są bardziej pewne siebie, radosne i z zadowoleniem patrzą w lustro każdego dnia. Dla mieszkańców, którzy samodzielnie nie mogą dotrzeć do salonu fryzjerskiego, to prawdziwy rarytas. Jej zakład nazwałabym raczej: „Anioł Fryzjerski w Twoim Domu”. Bo taka jest Anita! – dodaje.

Gotowa na ostatnie spotkania

Nie oszukujmy się. To niełatwy kawałek chleba. Początki były bardzo trudne. – Już mnie to nie dołuje, ale na początku było ciężko. Bo jak się nie przejmować, gdy pan Tobiasz, któremu strzygłam włosy, powiedział do mnie: „Moje dziecko, bardzo ci za wszystko dziękuję. Jesteś moim aniołem, ale już się więcej nie spotkamy. Nie dlatego, że coś źle robisz, tylko ja po prostu umrę” – wspomina Anita. – To mnie najpierw wprowadzało w odrętwienie. W pierwszym odruchu mówiłam: „A co pan mówi?” itd., ale po kilku dniach było już po wszystkim. Później wiedziałam już, że jak się ktoś ze mną żegna w ten sposób, to wie, co mówi. I z czasem ja też dziękowałam za wszystko, spędzałam wtedy z taką osobą jeszcze trochę czasu, bo jak było to ostatnie spotkanie, to chciałam, żeby było najfajniejsze. Długo dorastałam w sercu, żeby iść do takich ludzi, dziś muszę przyznać, że jestem już gotowa na takie ostatnie spotkania. One już mnie nie dołują, bo wiem, że zrobiłam wszystko, aby ten człowiek na spotkanie z Ojcem niebieskim miał dobrą fryzurę. Może nie dla wszystkich to jest ważne, ale są osoby, dla których jest to istotne – zaznacza.

Siła z kolan

Idzie więc tam, gdzie inni nie chcą. Idzie z pokorą, bo często nie wie, do kogo idzie i w jakim jest stanie. – A jak już jestem na miejscu, to wtedy oceniam, na ile mogę sobie pozwolić, czy mogę pożartować, czy nie… Lubię wnosić radość, bo taka już jestem i jeśli mogę swoją radość zanieść do takiej osoby i ją tam zostawić, to zanoszę i zostawiam, ale zawsze z pokorą i wdzięcznością za drugiego człowieka – podkreśla. – Skąd biorę siłę? Z kolan, często klęczę i lubię to. To sprawia, że jestem dużo spokojniejsza i bardziej otwarta na to, co dostaję – dodaje.

Tej posługi dla bliźnich nauczyła się w Kościele. Głównie dzięki kapłanom, których Bóg postawił na jej drodze i wspólnocie Ruchu Światło-Życie. – Tu rodziło się to, co teraz daje mi siłę na robienie tego, czego inni nie chcą lub na co zwyczajnie nie są gotowi. Kościół to moje miejsce na ziemi i nie wyobrażam sobie, że mogłabym go opuścić. Widzę, że wiele osób odchodzi dziś z Kościoła. Ja nigdzie się nie wybieram, bo tu nauczyłam się życia, dlaczego miałabym stąd odchodzić? – pyta retorycznie Anita.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.