Buziaki dla Dzieciątka Jezus

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Choroba onkologiczna dziecka to najgorsze, co może spotkać rodziców. Doświadczyli tego Agnieszka i Przemek z Zielonej Góry. Jednak z bardzo trudnego doświadczenia mogą zrodzić się piękne owoce.

Domowa szopka zielonogórzan. Na zdjęciu: małżonkowie ze swoimi dziećmi: Justyną (12 lat), Basią (9  lat), Dominiką (5 lat) i Karolem (3 lata). Domowa szopka zielonogórzan. Na zdjęciu: małżonkowie ze swoimi dziećmi: Justyną (12 lat), Basią (9  lat), Dominiką (5 lat) i Karolem (3 lata).
Krzysztof Król /Foto Gość

Drogie Dzieciątko Jezus! Ten rok był dla mnie bardzo trudny, bo zachorowałam i długo i często byłam w szpitalu na leczeniu. Dziękuję Ci za opiekę i że mnie uzdrowiłeś. Bardzo dużo osób modliło się za mnie, a Ty ich wysłuchałeś” – to początek listu 9-letniej Basi do Dzieciątka Jezus.

Diagnoza, szok i leczenie

Wszystko zaczęło się w lipcu od bolącego brzucha. Pierwsze było podejrzenie zapalenia wyrostka robaczkowego. – Ból był tak silny, że Basia nie była w stanie sama wstać z łóżka i dojść z mieszkania do taksówki, kiedy jechaliśmy do lekarza. Po badaniach okazało się, że to coś dużo gorszego: guz, w dodatku ogromny – wyjaśnia Agnieszka Rybacka-Glazer, a jej mąż Przemek dodaje: – Na początku był szok, przerażenie i niedowierzanie, że to może dotyczyć naszej córki. Chyba każdy z nas w pierwszej chwili, gdy słyszy diagnozę „nowotwór”, myśli, że to wyrok.

Na szczęście operacja Basi przebiegła pomyślnie i guz został w całości usunięty. Potem rekonwalescencja i oczekiwanie na wynik badania histopatologicznego, które potwierdziło przypuszczenia lekarzy. – Nowotwór złośliwy jajnika – potworniak niedojrzały. Od tego czasu wszystko toczyło się bardzo szybko, a nasze codzienne życie było przeplatane kolejnymi pobytami w szpitalu i badaniami – opowiadają rodzice i kontynuują: – Tomografia komputerowa klatki piersiowej wykazała trzy niewielkie guzki w prawym płacie płuca o niejasnym charakterze. I nawet konsylium specjalistów nie było w stanie zapewnić, że to nie są przerzuty. Badanie PET-CT wyszło prawidłowe, więc była nadzieja, że wszystko już jest w porządku. Zapadła jednak decyzja o włączeniu chemioterapii.

Dziewczynkę czekało trudne i wyczerpujące leczenie. – Optymistyczne było to, że były to tylko trzy cykle i Basia przeszła je w miarę dobrze. Miała jedynie lekkie nudności i wymioty, ale szybko dochodziła do siebie – podkreśla Agnieszka i dodaje: – Na tę chwilę leczenie onkologiczne jest zakończone. Guzki zniknęły, ale oczywiście córka wymaga stałego nadzoru lekarzy.

Mieli swoją kotwicę

W czasie choroby ich oparciem była wiara. Nie mieli pretensji ani żalu do Boga, choć oczywiście towarzyszył im lęk o życie i zdrowie córki. Było też wiele pytań. – W jakim celu ta choroba nas doświadczyła? Do czego doprowadzi? – zwierza się Agnieszka. – Gdyby nie wiara, nie przetrwalibyśmy, nie wyszlibyśmy z tego silniejsi. Wiara była po prostu kotwicą, której można było się uchwycić. Czuliśmy, że będzie dobrze i Pan Bóg zaopiekuje się naszą rodziną. Widzieliśmy też cały czas, jak modlitwa działa w naszym życiu, szczególnie w życiu córki – dodaje.

Basia zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i choć była bardzo dzielna, nie brakowało momentów załamania. – Zapytałem ją któregoś razu, czy chce porozmawiać o swojej chorobie? Odpowiedziała: „Tata, przeżyjmy to i miejmy z głowy, bo jeśli dowiem się więcej o tej chorobie, jeszcze się załamię” – wspomina Przemek. – W tym czasie bardzo nam pomógł niesamowity kapłan – ks. Jan Kaczkowski, którego książki nam towarzyszyły. Chociażby słowa, aby nie powtarzać nieustannie choremu: „Będzie dobrze!”, ale po prostu trwać i zapewniać: „Bez względu na to, co się będzie działo, będę przy tobie” – dodaje.

Życie w czasie choroby toczyło się w trybie przetrwania, ale małżonkowie, zawieszeni pomiędzy domem i szpitalem, nie chcieli zaniedbać pozostałej trójki dzieci, które też potrzebowały zarówno mamy, jak i taty. – Staraliśmy się poświęcać im jak najwięcej czasu, aby wiedziały, że mogą na nas liczyć. Rozmawialiśmy z nimi o chorobie Basi, wiedziały, że dzieje się z nią coś poważnego i jest w szpitalu. Niestety nie mogły wejść na oddział, ale miały z nią kontakt przez kamerkę w telefonie i rozmawiały o tym, co się u nich dzieje – tłumaczy Agnieszka. – Na szczęście zielonogórski oddział onkologiczny dla dzieci nie jest zamknięty dla dorosłych. Wręcz przeciwnie, mają tam taką politykę, że im więcej dziecko ma kontaktu z rodziną, tym lepiej. Basię mogli odwiedzać dorośli, np. dziadkowie albo ciocie, oczywiście odpowiednio zabezpieczeni. To nas utrzymywało w pewnej równowadze psychicznej – dodała.

Ważne przytulanie

Czas choroby Basi nie był łatwy, ale ostatecznie pozytywnie wpłynął na ich 14-letnie małżeństwo. – Na nowo odkryłem uczucie do żony. Tu też pomógł ks. Jan Kaczkowski. Chociażby jego słowa: „Przede wszystkim trzeba się przytulać. Przytulanie jest bardzo ważne”. To umacnia relacje, a w trudnym czasie daje świadomość, że ktoś jest obok i możemy na niego liczyć – zauważa mąż, a żona dodaje: – Dziś jestem przekonana, że nasza rodzina nie może się rozpaść. Z wiarą i miłością jesteśmy w stanie wszystko pokonać. Nauczyliśmy się doceniać to, co mamy, że mamy siebie i możemy na siebie nawzajem liczyć. Kiedy Basia była w szpitalu na chemioterapii, wymienialiśmy się i razem opiekowaliśmy naszą córką. Najczęściej ja byłam w szpitalu w dzień, a Przemek w nocy. Wszystko przeżywaliśmy razem i nie było chwil mogących być źródłem konfliktu czy wzajemnej pretensji, że ktoś bardziej się poświęca. Wspólnie też podejmowaliśmy decyzje. Często było tak, że gdy Przemek był w szpitalu z Basią, a ja byłam jeszcze w domu, dzwonił, bo pani profesor miała jakieś pytania czy prosiła o zgodę. Robiliśmy to wspólnie!

Trudne doświadczenie nie tylko nie odwróciło ich od Boga, ale i – gdy Basia wyzdrowiała – stało się impulsem do kolejnych kroków na drodze zawierzenia. Agnieszka rozpoczęła kurs Katechezy Dobrego Pasterza, czyli nauki, jak pomóc dziecku odkrywać jego duchowość, oparty na założeniach pedagogiki Marii Montessori. Natomiast Przemek postanowił dokończyć wcześniej przerwane studia teologiczne i podjąć formację przygotowującą do diakonatu stałego, o czym już od dawna myślał. – Zrobiłem ten krok, aby dać ludziom świadectwo o Kościele, że to nie tylko instytucja, ale przestrzeń doświadczania żywej i prawdziwej wspólnoty – podkreśla zielonogórzanin. – My w czasie choroby córki takiego Kościoła doświadczyliśmy – dodaje.

O tym, że to żywa i realna wspólnota, przekonali się na własnej skórze. Mnóstwo ludzi modliło się w intencji Basi i wielu księży odprawiało Msze św. w jej intencji. Był też konkretny czyn, choć w swojej sytuacji nie żalili się i nie prosili nikogo o pomoc. W tym trudnym czasie ludzie sami do nich przychodzili z propozycją wsparcia. – Chcielibyśmy podziękować za okazane serce wielu osobom, od lekarzy, przez pielęgniarki z oddziału onkologicznego, aż po wszystkie osoby, które zaproponowały nam jakąkolwiek pomoc – podkreśla Agnieszka. – To chociażby sąsiedzi, rodzina i znajomi, którzy okazali się prawdziwymi przyjaciółmi, proponując przypilnowanie dzieci, ugotowanie obiadu czy podwożenie niezliczoną ilość razy do szpitala, żebyśmy mogli jak najszybciej wymienić się z Przemkiem. O wielkim sercu ludzi przekonaliśmy się także podczas zbiórki Fundacji „Warto jest pomagać”. Potrzebną kwotę na leczenie i rehabilitację udało się zebrać w ciągu dwóch tygodni. Dobroć ludzi jest niesamowita. Warto podkreślić, że wszyscy sami wychodzili z propozycją pomocy, bo my po prostu nie umieliśmy o nią prosić. Dopiero teraz nauczyliśmy się ją przyjmować, czujemy za to ogromną wdzięczność – dodaje.

Przyjmować nauczyła się także Basia, która dziękuje i mówi Dzieciątku Jezus o swoich marzeniach: „Dziękuję, że znaleźli się dobrzy ludzie, którzy nam pomagali w tym trudnym czasie. Proszę, błogosław mi i spraw, by choroba nie wróciła. Marzę o moich własnych koncertach na keyboardzie dla chorych dzieci i karierze muzyka. Buziaki – Basia”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.