O, szczęść Boże przyszło!

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 05/2024

publikacja 01.02.2024 00:00

Siostra Marta Majka podkreśla, że w pracy z młodymi najważniejsze jest, by poświęcić im czas.

Siostra uwielbia poznawać różne techniki, które wykorzystuje w pracy z uczniami. A takie cuda z wełny powstawały podczas warsztatów dla dzieci i młodzieży otrzymującej od Caritas stypendium „Skrzydła”. Siostra uwielbia poznawać różne techniki, które wykorzystuje w pracy z uczniami. A takie cuda z wełny powstawały podczas warsztatów dla dzieci i młodzieży otrzymującej od Caritas stypendium „Skrzydła”.
Krzysztof Król /Foto Góść

Krzysztof Król: Przed nami Dzień Życia Konsekrowanego i nie sposób nie spytać, jak było z Siostry powołaniem?

S. Marta Majka: Już w szkole podstawowej, kiedy widziałam siostry zakonne przyjeżdżające do nas na urlop, myślałam sobie: „Ja też tak chcę!”. Chcę tak chodzić ubrana i być z Panem Jezusem. Ale z czasem różne pomysły rodziły mi się w głowie i myśl o zakonie ucichła. Tak było do trzeciej klasy technikum. Pamiętam pytanie babci: „Marta, jak to z tym zakonem?”. Ja się tylko uśmiechnęłam, ale pytanie pozostało i wracało. Na początku IV klasy byłam przekonana, że chcę spróbować. W czasie zdawania matury wiedziałam, że wstąpię do zakonu, a konkretnie do adoratorek Krwi Chrystusa.

Dlaczego akurat tam?

Na początku nic nie wiedziałam o tym zgromadzeniu, ale im więcej czytałam, poznawałam założycielkę św. Marię De Mattias, czułam, że to jest to! Zresztą dzięki niej zdałam maturę. Postawiałam warunek, że jak chce mnie u siebie, musi mi pomóc. Pomogła skutecznie. Zawsze bliskie mi były męka, cierpienie i śmierć Pana Jezusa na krzyżu. Miałam w sobie głębokie przekonanie, że umarł za mnie i dla mnie. A założycielka o tym pisała, rozważała… Dlatego adoratorki Krwi Chrystusa.

A jaka była reakcja otoczenia?

Rodzinny Węgliniec to mała mieścina, gdzie wszyscy o wszystkim wiedzą, więc szybko się rozchodzi wieść, że ktoś idzie do zakonu. Akurat w tym samym czasie takie decyzje podjęła moja koleżanka, a dwóch kolegów wybrało kapłaństwo, więc nie byłam sama. Zdania były podzielone, poczynając od mojego domu rodzinnego, gdzie decyzja spotkała się z dezaprobatą. Mama była bardzo przeciwna. Ja się pakowałam, a mama mnie rozpakowywała. A otoczenie, no cóż, generalnie: „Szkoda dziewczyny”.

I co, szkoda?

Ja nie żałuję! Każde miejsce to piękna przygoda. Posługiwałam jako katechetka najpierw w Częstochowie, później we Wrocławiu. To był cudowny i bardzo owocny czas pracy z młodzieżą w II LO. Ile myśmy tam „po Bożemu” narozrabiali. (śmiech) Zbudowaliśmy wspaniałe relacje, które pozwoliły nam dokonać wiele dobra. Młodzi nauczyli mnie, że w pracy z nimi najważniejszy jest poświęcony im czas. To doświadczenie pozwoliło mi jeszcze bardziej dostrzegać Boga w drugim człowieku, ale także szanować każdego, nawet jeśli myśli inaczej niż ja.

Teraz pracuje Siostra w przedszkolu i szkole podstawowej. Też udało się złapać dobry kontakt?

O tak. Cudownie jest słyszeć, jak dzieci krzyczą: „Religia idzie” albo „O, szczęść Boże przyszło!”. To jest dla mnie dobry znak, że ci najmłodsi potrzebują spotkania na miarę swoich możliwości. Jako katechetka przygotowuję dzieci do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej, a w szkole prowadzę koło Caritas, które współpracuje z parafią i diecezją. Wraz dziećmi zajmujemy się pomaganiem potrzebującym, chorym, organizując kiermasze z własnoręcznie wykonanymi pracami. To działanie na rzecz innych całej grupie, łącznie ze mną, daje wiele radości. Pokazuje, że pomaganie ma sens, a dobra jest więcej.

Czyli lubi Siostra szkołę?

Czasami łatwo nie jest, ale lubię to. (śmiech) Dzieci i młodzi ludzie są wspaniali, chętnie się angażują. Mało tego, sami motywują, by nie zważać na trudności, ale dalej czynić dobro. Czasami przychodzi moment zwątpienia, a wtedy oni mówią: „Serio siostrze się nie chce? Ale nam się chce, a siostra musi z nami”. I człowiek czy chce, czy niechce, idzie dalej z nimi, bo razem łatwiej. Pamiętam taką sytuację, kiedy na początku pracy tu, w Żaganiu, przyszli młodzi (nie uczyłam ich) i mówią do mnie: „Siostro, sprawa jest!”. Pytam: „O co chodzi?”. Oni: „Pomoże nam siostra w kiermaszu dla chorej koleżanki?”. Chętnie zgodziłam się pomóc, ale tak naprawdę nic nie zrobiłam, bo to oni wszystko zorganizowali. Po dwóch latach znów się spotkaliśmy, a oni: „To my siostro, od tego kiermaszu! Jesteśmy mega wdzięczni, bo tylko siostra zgodziła się nam pomóc”. To pokazuje, że tak naprawdę nie trzeba wiele. Z młodymi wystarczy po prostu być.

Na koniec zapytam jeszcze, czym dla Siostry jest życie konsekrowane?

Byciem z Jezusem, bo bez Niego ani rusz. To z Nim idę do szkoły. Z Nim zaczynam i kończę każdą działalność. Święta Maria De Mattias mówiła: „Całą naszą troską niech będzie miłość do Jezusa. Jest to dla nas wszystkim. Jezus w sercu, Jezus w duszy, Jezus w słowach, Jezus w działaniu”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.