Wiadomość z drugiej strony rzeki

Krzysztof Król

|

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 11/2024

publikacja 14.03.2024 00:00

– Dedykuję ją wszystkim uzależnionym z nadzieją, że „coś” poruszy ich serce, ale także tym, którzy żyją z takimi osobami i tracą nadzieję na zmianę – mówi autor piosenki „Dlaczego”. 

– Nie wierzę w to,  że ten utwór może kogoś uzdrowić i zmienić, ale wierzę, że Pan Bóg przez niego może kogoś dotknąć, użyć moich wrażliwości, słów i dźwięków, by dotrzeć  do czyjegoś serca  – mówi Przemek Szczotko, który jest otwarty na koncerty i świadectwo w parafiach. Więcej:  FB – Przemek Szczotko. – Nie wierzę w to, że ten utwór może kogoś uzdrowić i zmienić, ale wierzę, że Pan Bóg przez niego może kogoś dotknąć, użyć moich wrażliwości, słów i dźwięków, by dotrzeć do czyjegoś serca – mówi Przemek Szczotko, który jest otwarty na koncerty i świadectwo w parafiach. Więcej: FB – Przemek Szczotko.
Krzysztof Król /Foto Gość

Inspiracją do jej napisania była historia pewnej dziewczyny z kręgu bliskich mu osób, której mąż jest alkoholikiem. – Choć cenię ich oboje, to jednak jej sytuacja – żony alkoholika – ujęła mnie najbardziej – podkreśla Przemek Szczotko z Zielonej Góry i kontynuuje: – Widziałem jej strach i niepewność, szukanie rozwiązań, a jednocześnie tak skrzętne ukrywanie tego problemu. Widziałem jej walkę, bezsilność, pozory siły, troskę o dom i oczy dzieci. Okłamywała je, by zaczarować ich rzeczywistość, pokolorować ją tak, żeby bolała jak najmniej. Widziałem nawet jej próby kontrolowania tego przez wspólne wypicie z nim piwa po obiedzie, ciągłe tłumaczenie go, że: „zmęczony”, „zasłużył na jedenaście piw dziennie”, „pracuje na rodzinę”. Złamane obietnice, że już będzie dobrze, którymi karmiła się nieustannie, wbijały ją w jeszcze większą beznadzieję. Widziałem w końcu jej dłonie złożone do modlitwy i skrzętnie ukrywane łzy. Widziałem to wszystko, ale też zobaczyłem w końcu jej zwycięstwo i to znacznie prędzej niż trzeźwość jej męża.

Wybrałem bycie bohaterem

Przemek napisał tę piosenkę dla osób, które żyją w rodzinie alkoholowej, gdzie mąż, żona, tata, mama borykają się z uzależnieniem. – Chciałem wysłać im wiadomość z drugiej strony rzeki, że ich rozumiem i wyobrażam sobie ich strach, poczucie wstydu i widzę ich bezradność wobec bliskich uzależnionych. Finalnie oczywiście kieruję ją też do osób uzależnionych, pytając chociażby: „Dlaczego toniesz w wodzie dla niej zbyt głębokiej i każesz płynąć jej za tobą?” – wyjaśnia.

Zielonogórzanin wie, o czym mówi, bo sam tego doświadczył i jest dorosłym dzieckiem alkoholika. – Sam się wychowałem w takiej rodzinie, tata był alkoholikiem. Choć miałem z nim dobre relacje, jednak cała otoczka wokół jego choroby zabijała mnie – zwierza się Przemek. – Dorastający chłopak, jak ja wtedy, zmagając się ze wstydem, brakiem poczucia bezpieczeństwa, lękiem, musi obrać właściwą taktykę działania. Jest nią wejście w rolę odgrywaną w rodzinie. Niektóre dzieci buntują się, wchodząc w dewiacyjne środowiska – pojawiają się pierwszy alkohol, narkotyki, papierosy, seks, aby odreagować, zwrócić uwagę rodziców, a w szczególności pijącej matki lub ojca. Są też dzieci w tle, maskotki, które są „utulankami” i buforami agresji w domu. Potem taka dorosła „maskotka” godzi się na wszytko i daje się pomiatać wszystkim, bo takiej strategii się nauczyła. Ja natomiast byłem „bohaterem rodziny”. Grałem świetnie w piłkę, rozwijałem się muzycznie i błaznowałem w środowisku rówieśniczym, żeby być po prostu fajny i lubiany. Robiłem to wszystko, by zatuszować problem w rodzinie. Chciałem być „skuteczną” wizytówką – dodaje.

Taki jest Bóg

Tata dużo go nauczył. Wiele rzeczy dziś robi sam, bo miał swoje obowiązki i podpatrywał, jak on sobie radzi w różnych sytuacjach. – Gdy przyglądam się teraz całej tej relacji, to mój „problem” polegał na tym, że bardzo kochałem mojego tatę i czułem się przez niego kochany – zwierza się Przemek. – Pewnie łatwiej byłoby mi, gdyby tata był gnojem i agresorem, bo miałbym jasny stosunek do niego: zlikwidować wroga! My mieliśmy dobrą relację. Cały czas czekałem, aż stanie się trzeźwym człowiekiem. To czekanie i pomieszanie, a przy tym towarzyszące mi nieustanny zawód, smutek, niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa (bo przecież cały czas miałem otwarte serce na tatę) zmusiło mnie do podjęcia kroków ku własnemu zdrowieniu – dodaje.

W tamtym czasie mama Przemka była bohaterem jego dzieciństwa. To na niej mógł zawsze polegać. – Moja mama pokazywała nam, że świat jest także trzeźwy, odpowiedzialny, wierny. Myślę, że w moim późniejszym poszukiwaniu Pana Boga nasza relacja była porządnym fundamentem, z którego wybijałem się ku niebu – zauważa. – Niewątpliwie relacja z Bogiem, którą pomagał mi kształtować mój przyjaciel i zarazem ojciec duchowny, dała mi możliwość poszukania siebie w tym wszystkim i wyjścia z roli. To był przełom mojego zdrowienia na duszy. Zobaczyłem przez prowadzenie duchowe i terapię, której się podjąłem, że nie muszę dźwigać całej rodziny jako bohater, lecz mogę być dzieckiem i powinienem nim być. Dziecko nie nosi takich ciężarów, ono zwyczajnie jest i powinno czuć się kochane nie wtedy, gdy weźmie na siebie ciężary, lecz właśnie wtedy, gdy nic nie może. Taki jest Bóg. Kocha, tak po prostu. To wykluwanie się z tej okropnej skorupy bohatera towarzyszy mi do dziś i myślę, że do końca życia będę z tym walczył.

Zacząłem odzyskiwać życie

Pytania: „Czy, Boże, kochasz mnie i tak?”, „Czego jeszcze nie zrobiłem?”, „Co powinienem?”, „Co muszę?” dręczyły go długo. – Nie dziwię się temu, bo przecież połowę swego życia próbowałem zasłużyć na miłość, na uwagę i kupić ją sobie poprzez bycie perfekcyjnym – zauważa zielonogórzanin. – W procesie mojego zdrowienia jednym z najważniejszych kroków było zrozumienie, że nie zmienię taty. Że gdy będę czekał na szczęście płynące z jego trzeźwego życia, to się mogę nie doczekać, a jeśli nawet przyjdzie taki moment, to, co będzie, gdy znowu przyjdzie pijany? Aż strach pomyśleć. Rozwiązanie problemu było prostsze znacznie bliżej. To ja mogę się zmienić i mieć inny stosunek do taty – dodaje.

Do dziś pamięta rozmowę ze swoim ojcem duchownym. Oto jej fragment: „Przemku, całe życie próbujesz zrobić wszystko, by twój tata przestał pić. Rozmawiasz z nim tak, by go nie urazić, chcąc jednocześnie skutecznie na niego wpłynąć. Podkładasz się więc w tej rozmowie, zwracając uwagę na jego uczucia, a ignorując swoje poprzez przemilczanie ich. Sytuacja się nie zmienia. Dziś jest czas, byś wyznał ojcu, co naprawdę do niego czujesz i co przeżywasz. To jest czas, byś się na dobre pożegnał ze swoim ojcem i zgodził na to, że nigdy nie odzyskasz go trzeźwego”. – To był absolutny przełom! – podkreśla Przemek. – Odbyłem taką rozmowę. Pierwszy raz zadbałem o siebie, nie licząc się z tym, co tata mi powie i jak zareaguje. W sercu pożegnałem się z ojcem. Pięćset kilo zeszło z mojego serca. Ta żałoba była najsłodszą w moim życiu. Zacząłem odzyskiwać życie. Zacząłem oddychać moją żoną i dzieckiem. Już nie wracałem przygnębiony z weekendu od rodziców. To nie był mój problem. Ja jestem trzeźwy i mam swoją rodzinę w Zielonej Górze. Mam żonę, której ślubowałem wierność, a nie tacie i mamie. Teraz zajmuję się muzyką, bo spojrzałem na nią przez pryzmat miłości Boga do mnie, który obsypał mnie talentami. Towarzyszę moim dzieciom i żonie, starając się wspierać ich talenty, by pomnażając je, mogli być po prostu szczęśliwi, a jednocześnie odkryli ogromną miłość Boga – dodaje.

Odzyskałem tatę, odzyskałem siebie

„Będzie dobrze” – to hasło w świecie uzależnienia najbliższej osoby nie funkcjonuje. Trzeba zacząć chodzić twardo po ziemi. – Sami nie zmienimy najbliższej nam osoby. Nie łudźmy się! Im szybciej to pojmiemy, tym szybciej staniemy się trzeźwi. Tak! Bo my też się upijamy. Pijemy jego życie zamiast swojego – zauważa Przemek. – Chcesz pomóc osobie uzależnionej? Najpierw pomóż sobie! Nawróć się, idź na terapię. Na to masz wpływ, bo to twoje życie, a nie czyjeś. I wtedy będzie dobrze – dodaje.

Zarówno w sytuacji współuzależnienia, jak i uzależnienia, Przemek zachęca do spojrzenia na Ukrzyżowanego. – Uderz Go. Tak! Dobrze słyszysz. Uderz Go swoimi ranami. Zrzuć to wszystko na Niego: alkohol, niewybaczenie, zdradę, narkotyki, masturbację, tragiczną relację z dziećmi, samotność, pracę, której nienawidzisz – wylicza Przemek. – Uderz Go! Przecież po to wisi na krzyżu. Nie udawaj świętego, że to nie przez ciebie i że tego nie potrzebujesz. I poproś Go, że jak już pójdzie do Ojca, żeby szepnął Mu o twoim trudnym życiu. Zrobi to na pewno – dodaje.

A Bóg, który oddał życie za człowieka, nie tylko znalazł drogę do serca Przemka, ale z czasem odnalazł też drogę do serca jego taty. – Gdy poważnie zachorował, wyspowiadał się i zaczął regularnie przyjmować Pana Jezusa w Komunii. Trwało to kilka lat. Jego serce się nawracało i z każdym rokiem trzeźwiało. Umarł pojednany z ludźmi i Panem Bogiem. Ja jestem o niego spokojny. Odzyskałem trzeźwego tatę. Odzyskałem siebie – mówi ze łzami w oczach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.