Coraz większa tajemnica i dar

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 12/2024

publikacja 21.03.2024 00:00

Ks. prałat Eugeniusz Jankiewicz podkreśla, że każdy Wielki Czwartek to wyjątkowy czas do głębszej refleksji nad swoim kapłaństwem.

Spotkanie z Janem Pawłem II w 1997 roku. Spotkanie z Janem Pawłem II w 1997 roku.
Reprodukcja Krzysztof Król /Foto Gość

Krzysztof Król: Przy okazji 50. rocznicy świeceń kapłańskich nie sposób nie zapytać, jak to było z Księdza powołaniem.

ks. Eugeniusz Jankiewicz: Ile razy słyszę to słowo, wzbudza ono we mnie refleksję i wdzięczność Bogu za to, co już się dokonało w moim życiu, i to, czego On w nim nieustannie dokonuje. Dzięki rodzinie, w której przyszedłem na świat, zawsze byłem blisko Boga i Kościoła. Równie ważną rolę w moim życiu wiary odegrał ks. prałat Bronisław Maślanka, były wicerektor wrocławskiego Wyższego Seminarium Duchownego, który od 1958 roku był proboszczem mojej rodzinnej parafii w Węglińcu. Jednak kluczowym wydarzeniem na drodze powołania była śmierć ojca, która nastąpiła w czasie moich egzaminów maturalnych w maju 1965 roku. W szkole średniej myślałem o innych studiach, ale ta jego nagła śmierć w wieku 56 lat przesądziła o wyborze drogi mojego powołania. A jeśli chodzi o wybór miejsca, w którym rozpocząłem drogę do kapłaństwa, to decydującą rolę odegrał tu ks. Maślanka.

W trakcie seminarium trafił Ksiądz do wojska. Władze chciały zniechęcić kleryków do kapłańskiej drogi, a tymczasem stało się odwrotnie…

Tak! Na drugim roku studiów, 26 października 1966 roku, dane mi było zetknąć się z komunistyczną rzeczywistością w jednostce wojskowej w Bartoszycach. Pobór alumnów do wojska realizowany był w latach 1955–1980. Była to jedna z form nękania Kościoła katolickiego w Polsce, mająca doprowadzić do dezorganizacji toku studiów seminaryjnych oraz ateizacji i indoktrynacji alumnów, a także skłonienie jak największej ich liczby do rezygnacji z kapłaństwa. Podczas odbywania tej dwuletniej służby wraz z kilkoma kolegami założyliśmy podziemną gazetkę „Unitas”. Była to nasza odpowiedź na działania podejmowane przez oficerów politycznych i kadrę, jako element przeciwstawiania się próbom rozbicia jedności kleryków, co było celem przełożonych, ponieważ zdezintegrowana grupa stawała się łatwiejsza w zarządzaniu i poddawaniu ideologicznej indoktrynacji. Nasza gazetka trafiała do każdej z trzech kompanii w jednostce, w której służyło około 300 kleryków. W jednej z nich był w tym czasie kleryk Jerzy Popiełuszko. Ukazało się 12 numerów naszego kleryckiego czasopisma, a mnie dane było pełnić rolę redaktora naczelnego.

Formację seminaryjną rozpoczął Ksiądz w roku zakończenia Soboru Watykańskiego II. Jak Ksiądz ją wspomina?

W tym czasie swoją posługę wykładowczą i formacyjną we wrocławskim seminarium duchownym rozpoczęli trzej kapłani, którzy studiowali na rzymskich uczelniach w czasie trwania soboru. Byli oni dla nas studentów niezwykle czytelnym powiewem wiosny Kościoła, kładli akcent na odkrywanie w nim roli świeckich. Wyróżniającą się w tej trójce postacią był nasz ojciec duchowny ks. Józef Pazdur, późniejszy biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej. Jego duchowość była dla mnie, i jest do dziś, niezwykle ważnym wzorem do naśladowania. Niestety, kiedy byłem już na szóstym roku studiów, w niezrozumiałych dla nas studentów okolicznościach przeniesiono go do parafii św. Józefa w Świdnicy. Jako dziekan studentów podjąłem inicjatywę, w której ostatecznie na piśmie złożyliśmy klerycką prośbę o powrót tak cenionego wychowawcy do naszego środowiska. Skierowaliśmy ją na ręce sufraganów: bp. Wincentego Urbana, bp. Pawła Latuska i bp. Andrzeja Wronki. „Owocem” tej inicjatywy są takie fakty w moim życiorysie, jak trzyletnia posługa diakońska i przyjęcie święceń kapłańskich nie w archidiecezji wrocławskiej, ale w diecezji gorzowskiej – z rąk sługi Bożego bp. Wilhelma Pluty. Głęboko noszę w pamięci moje pierwsze spotkanie z bp. Wilhelmem, który poinformowany przez bp. Andrzeja Wronkę, ówczesnego sufragana wrocławskiego, o okolicznościach związanych z moją osobą, postawił mi podczas tego spotkania trzy krótkie pytania: „Czy nie mam urazu do kapłaństwa po przeżytych doświadczeniach ostatnich dwóch lat?”. Moja odpowiedź: „Nie mam”. Kolejne pytanie: „Czy chcę być księdzem?”. Moja odpowiedź: „Chcę”. I ostatnie: „Czy chcę pracować w diecezji gorzowskiej?”. Moja odpowiedź: „Chcę”. Ta krótka, niezwykle rzeczowa rozmowa rozstrzygnęła o finale mojej drogi do kapłaństwa. Po dziewięciu miesiącach pobytu w paradyskim seminarium 16 czerwca 1974 roku otrzymałem święcenia kapłańskie.

Jak Ksiądz wspomina moment święceń?

Pośród wielu wspomnień sprzed pół wieku dominuje w mojej świadomości fakt ich miejsca. Tradycyjnie święcenia kapłańskie odbywają się w świątyni katedralnej. Bp Wilhelm Pluta wybrał jednak kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Żarach. Był to przejaw jego troski o integrację przyłączonych do nowo utworzonej diecezji gorzowskiej terenów, które do roku 1972 przynależały do archidiecezji wrocławskiej. W tym kontekście refleksja, że choć moje korzenie, z tytułu miejsca urodzenia, są w archidiecezji wrocławskiej, to święcenia kapłańskie otrzymałem na terenie nowo powstałej diecezji w miejscowości, która od wojny przynależała do archidiecezji wrocławskiej. Stąd też na obrazku jubileuszowym są nie tylko miejscowości mojej posługi kapłańskiej, ale także drogi do kapłaństwa: Węgliniec–Wrocław–Bartoszyce–Wrocław–Świdnica–Nowa Ruda–Paradyż.

Przez ten czas pewnie było wiele ważnych momentów. Proszę opisać kilka z nich.

Dziękując Bogu za 50 lat kapłaństwa, myślę o wszystkich miejscach mojej służby. Wspominam Głogów i dzień 2 sierpnia 1981 roku, kiedy z naszej diecezji wyruszyła pierwsza piesza pielgrzymka na Jasną Górę. Kolejnego roku pielgrzymowaliśmy w czasie, który dla naszej ojczyzny był niezwykle trudny i pełen zagrożeń ze względu na obowiązujący stan wojenny. Wówczas półtysięczna rzesza młodzieży podążała do Częstochowy pod hasłem: „Nie bój się! Nie lękaj się! Bóg sam wystarczy”. Ostatni rok mojego duszpasterzowania w Głogowie wiąże się także ze wspomnieniem posługi wobec dwóch szczególnych środowisk – górników strajkujących w dwóch polkowickich kopalniach, których było blisko pięć tysięcy, oraz setek osób internowanych w głogowskim więzieniu.

Pewnie bliska sercu Księdza jest także Klenica, gdzie został Ksiądz posłany w 1982 roku. Dlaczego władze komunistyczne się temu sprzeciwiały?

Cytuję: „Ks. Eugeniusz Jankiewicz wychowuje dzieci i młodzież w duchu nietolerancji i wrogości do systemu socjalistycznego”. Z Klenicy wspominam szczególnie 2 lipca 1984 roku, kiedy nielegalnie, mimo sprzeciwu władz komunistycznych, wyruszyła z zawołaniem „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” jedyna w Polsce piesza pielgrzymka rolników i szczęśliwie dotarła na Jasną Górę.

Pięć lat później został Ksiądz proboszczem parafii pw. NMP Królowej Polski w Gorzowie Wlkp. Wtedy nie było już sprzeciwu władz, ale tu też był Ksiądz wierny swoim ideałom.

Odprawiałem comiesięczne Msze św. w intencji ojczyzny. Gromadziły one rzesze wiernych, którzy na zakończenie Eucharystii składali wiązanki kwiatów przy Białym Krzyżu (symbol stanu wojennego) przeniesionym spod katedry. Z wielką satysfakcją wspominam rok 1989 i niezwykle intensywny czas przygotowań do koronacji obrazu Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie. Powierzono mi wówczas m.in. koordynację przygotowania świątyni polowej na tę uroczystość. Pamiętam także rok 1992 i podjętą wraz ze środowiskiem Solidarności nauczycieli inicjatywę, która przybrała nazwę Ogólnopolskie Nauczycielskie Warsztaty w Drodze i była realizowana pod hasłem wziętym od Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.

Jubileusz to zawsze okazja do podsumowań.

Każdy Wielki Czwartek to wyjątkowy czas do głębszej refleksji nad swoim kapłaństwem. Na prymicyjnym obrazku umieściłem słowa Jezusa z Ewangelii św. Mateusza: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. (…) Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Podsumowując 50 lat kapłaństwa, staram się zrobić rachunek sumienia z realizacji Jezusowej prawdy, z którą wyruszyłem na drogę kapłaństwa. Poszukuję także odpowiedzi na pytanie, na ile wyniesione z wrocławskiego seminarium zobowiązanie soborowe, dotyczące podejmowania należnej troski duszpasterskiej w odniesieniu do odkrywania i wspierania roli świeckich w Kościele, potrafiłem realizować. Po pół wieku kapłaństwo jawi mi się, jak to ujął bliski memu sercu św. Jan Paweł II, jako dar i tajemnica. Mało tego, z każdym rokiem posługi odkrywam je jako coraz większą tajemnicę i coraz większy dar.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.