Ostatnio dużo jeżdżę i odwiedzam wiele miejscowości naszej diecezji i wszędzie widzę, że zabawa trwa na całego.
Gdybym nie znał dzisiejszej daty, to po tym, co widzę wokół siebie, mógłbym w ciemno powiedzieć, że już świętujemy Boże Narodzenie.
W sklepach (chociaż zakupów nie lubię, to od czasu do czasu trzeba je zrobić) słychać kolędy „Bóg się rodzi”, „Lulajże, Jezuniu”, „Cicha noc” lub z angielska „White Christmas”... Wszędzie kolorowe choinki przystrojone w bombki i lampki, hostessy ubrane na czerwono-biało z promiennym uśmiechem rozdają prezenciki (reklamowe próbki), ludzie roześmiani od ucha do ucha... Na ulicach, zwłaszcza w centrum, to samo. W Gorzowie Wlkp. na rynku, a w Zielonej Górze na deptaku świąteczne jarmarki...
Radia już słuchać nie mogę, ponieważ liczba świątecznych reklam przytłacza: najlepszy prezent dla mamy, najlepszy prezent dla taty, dla dziadka lub babci, dla dziecka, dla tej jedynej, a nawet dla... samego siebie!
W ten przedświąteczny czas lubię zamknąć się w swoim pokoju i cieszyć się ciszą. A gdy już mi się to uda (a nie zdarza się to jednak zbyt często), przychodzi refleksja: a gdzie w tym „świętowaniu” podział się Jezus? Jego w „świątecznym” szale jakoś za bardzo nie widać.
Wczoraj miłą odmianą, w której miałem radość wziąć udział, był „Świąteczny Koncert” w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze. Nie szedłem w ciemno, ponieważ już kilka razy brałem w nim udział w poprzednich latach. Kolędy były, i owszem, ale przede wszystkim był w nim Jezus. Młodzież z III LO oraz dzieci z podstawówki w Przylepie śpiewały pieśni uwielbienia, gospel, a nawet rap. I w każdej był Jezus! Jako Źródło w oratorium Rubika, jako Tęsknota w piosence Szcześniaka, jako Nadzieja w utworze zespołu TGD czy Promień z Nieba w kolejnej z piosenek.
Również teksty czytane przez licealistów prowokowały do zatrzymania się przy Tym, który jest najważniejszy. – Zbliża się czas Bożego Narodzenia. Świadomi własnych niedoskonałości pochylamy się nad stajenką. W niemym zadziwieniu próbujemy dociec tajemnicę Narodzenia. Ale to bardzo trudne przyjąć prawdę, że Bóg, przez którego stały się niebiosa, zgodził się zamieszkać między ludźmi – mówiła licealistka. – Zawsze, gdy w pokorze przyznajesz, że znikome są twoje możliwości, On przychodzi. Ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez ciebie, wtedy staje się Boże Narodzenie.
Podczas tego wieczoru było świątecznie, ale nie krzykliwie. Było uroczyście, biało (proszę zobaczyć w galerii), ale jednocześnie adwentowo, z oczekiwaniem.
Brakuje mi takich chwil zatrzymania. Nie dajmy do końca skomercjalizować Bożego Narodzenia. On, Jezus Chrystus, nie przyszedł po to, abyśmy mieli okazję wydać wiele pieniędzy (u niektórych bez pożyczki ani rusz). Nie przyszedł na świat nawet po to, byśmy obdarowywali się prezentami, życząc sobie „wszystkiego najlepszego”. On przyszedł, aby być „Bogiem z nami” – Emanuelem!
Czy On jest z nami?