To była niedziela

13 grudnia 1981 roku w Polsce ogłoszono stan wojenny. Dziś od tamtych wydarzeń mijają 33 lata.

Stan wojenny wprowadzono 13 grudnia 1981 roku na mocy podjętej niejednogłośnie uchwały Rady Państwa z 12 grudnia 1981 roku, na polecenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, na terenie całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Na ulicach pojawiły się czołgi i wozy pancerne oraz oddziały milicji i wojska. Wprowadzono m.in. godzinę milicyjną, by ograniczyć możliwość przemieszczania się, zakazano zmiany miejsca pobytu bez uprzedniego zawiadomienia władz administracyjnych, wstrzymano wydawanie prasy (poza gazetami rządowymi "Trybuną Ludu" i "Żołnierzem Wolności"), wstrzymano wyjazdy zagraniczne, zamknięto granice państwa i lotniska cywilne oraz czasowo zawieszono zajęcia w szkołach i na uczelniach wyższych.

13 grudnia (noc z soboty na niedzielę) o godz. 0 oddziały ZOMO rozpoczęły ogólnokrajową akcję aresztowań działaczy opozycyjnych. W dniu wprowadzenia stanu wojennego w działaniach na terytorium kraju wzięło udział ok. 70 tys. żołnierzy Wojska Polskiego, 30 tys. funkcjonariuszy MSW oraz bezpośrednio na ulicach miast 1750 czołgów i 1400 pojazdów opancerzonych, 500 wozów bojowych piechoty, 9000 samochodów oraz kilka eskadr helikopterów i samoloty transportowe. 25proc. wszystkich sił skoncentrowano w Warszawie i okolicach. W trakcie trwania stanu wojennego z rąk milicji oraz SB zginęło kilkadziesiąt osób.

O tym, co działo się 33 lata temu w Głogowie, opowiadają uczestnicy tamtych wydarzeń. – 13 grudnia to była niedziela, był silny mróz, w Głogowie było dużo śniegu, ale atmosfera społeczna była gorąca i bojowa. Postanowiliśmy, że będziemy strajkować do skutku, aż przywrócą nam nasz związek i będziemy mogli działać legalnie – mówi Józef Sławiński, który należał do "Solidarności" w hucie w Żukowicach k. Głogowa. – To było ogólne zaskoczenie, szok. W telewizji rano nie było "Teleranka", tylko umundurowany dziennikarz mówił o stanie wojennym w "Wiadomościach|, a później było przemówienie Jaruzelskiego – dodaje Zbigniew Szczechowiak, działacz "Solidarności" i ówczesny pracownik zakładu ZURiT.

Na Dolnym Śląsku, do którego należy Głogów, strajkowały kopalnie i huty, m.in. w Żukowicach, Polkowicach, Rudnej i Lubiniu. – W Głogowie nie było czołgów, były tylko skoty, pojazdy z lufami wycelowanymi w ludzi – wspomina Tadeusz Pomory, działacz "Solidarności". – Strajkowaliśmy i nie przejmowaliśmy się, co się stanie z nami, tylko chcieliśmy, by wypuszczono naszych kolegów, których aresztowano i internowano – dodaje Jan Gaca, który pracował wtedy w kopalni w Polkowicach.

Dziś uczestnicy tamtych wydarzeń mówią głośno o tym, co wydarzyło się 33 lata temu, by nie zapomniano o bohaterach tamtych dni i nie zakłamywano historii. – W telewizji mówiono wtedy o internowanych, aresztowanych, prześladowanych i organizatorach strajków, że są wrogami ludu, krętaczami, a to byli ludzie, którzy w hutach i kopalniach mieli ogromną odpowiedzialność za drugiego człowieka i dziś nie możemy o tym zapomnieć – podkreśla Z. Szczechowiak.

Stan wojenny został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono go 22 lipca 1983 roku.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..