W siedzibie diecezjalnej Caritas w Zielonej Górze 18 grudnia wręczono główną nagrodę za udział w konkursie na opis Wigilii.
Na konkurs wpłynęło 31 prac z całej naszej diecezji, m.in. z: Tuplic, Jenina, Zielonej Góry, Wschowy, Maszewa, Gubina (parafia Starosiedle). Za najlepszą pracę uznano tę napisaną przez Ewę i Bogdana Szwarców z parafii pw. św. Jadwigi Królowej ze Wschowy. – Organizując ten konkurs, chcieliśmy pokazać Wigilię od innej strony. Zwycięska praca jest bardzo osobista i jest związana z niezwykłą życiową misją państwa Ewy i Bogdana – mówił ks. Stanisław Podfigórny, dyrektor diecezjalnej Caritas.
Państwo Szwarcowie są zawodową specjalistyczną rodziną zastępczą dla dwójki chłopców – Stasia i Gabrysia. – Opieka nad dziećmi stała się też w pewnym sensie naszą pracą. Mówi się, że jeśli kochasz to, co robisz, to nigdy nie pracujesz. W naszym wypadku chyba tak jest – mówi pan Bogdan. – Nasze dzieci są już dorosłe, moglibyśmy już zajmować się tylko sobą, ale to byłoby egoistyczne i nudne. Obecność chłopców sprawiła, że mamy duże zadanie do wykonania. Teraz nasze życie nabrało nowej jakości, czujemy się nie mniej potrzebni niż wtedy, kiedy wychowywaliśmy własne dzieci.
Poniżej przedstawiamy tekst zwycięskiej pracy:
Wigilia Bożego Narodzenia
Mam na imię Bogdan i razem z moją żoną Ewą jesteśmy rodzicami trojga dorosłych już dzieci. Nasza prawie czteroletnia wnuczka ma na imię Ania.
Nie będę chyba zbyt oryginalny, mówiąc o tym, że moje najprzyjemniejsze wspomnienia z dzieciństwa wiążą się ze świętami Bożego Narodzenia. Ten okres u większości ludzi ujawnia czasami głęboko skrywane uczucia. Noc wigilijna przemieniła nie tylko Ebenezera Scrooge’a, bohatera „Opowieści wigilijnej” Karola Dickensa. Przemienia też nas samych i nasze otoczenie. Bo to szczególny czas, szczególna atmosfera i jest niewielu ludzi, którzy potrafią się temu oprzeć. Z Wigilią Bożego Narodzenia związane są również tradycje i zwyczaje rodzinne, które w naszym kraju są w sposób szczególny kultywowane. Nie inaczej jest w naszej rodzinie, większość tradycji, które dzisiaj zachowujemy w wieczór wigilijny, zapamiętaliśmy właśnie z dzieciństwa, z naszych rodzinnych domów.
Wszystko zaczyna się już kilka dni przed Wigilią. A że są to święta przypominające nam o przyjściu Boga na Ziemię, to cała rodzina korzysta z sakramentu pojednania, aby móc w pełni, w zjednoczeniu z Panem Jezusem, przeżyć ten czas. Przygotowanie wieczerzy wigilijnej rozpoczyna się już od rana. Czasami są jeszcze ostatnie zakupy, gdy okaże się, że w kuchni czegoś zabrakło. W kuchni w tym dniu, jak zwykle, krząta się Ewa, czyli moja żona. Najważniejszą i najbardziej oczekiwaną potrawą są kluski z makiem. Bez nich kolacja wigilijna byłaby po prostu nieważna! Do tego oczywiście ryba, barszcz z uszkami, krokiety, kapusta z grochem i jeszcze kilka innych przysmaków. Chociaż wspólne jedzenie w tym dniu jest bardzo ważne, to jest tylko częścią większej całości. Przy kolacji obowiązuje uroczysty strój, bo przecież do wigilijnego stołu nie sposób zasiąść w codziennym ubraniu. Nakryciem i przygotowaniem stołu zajmują się dzieci. Sianko, Biblia i opłatek na talerzyku to obowiązkowe atrybuty wigilijnego stołu. Oczywiście pustego talerza też nie może zabraknąć, a w naszym przypadku to puste miejsce nabrało szczególnego znaczenia, ale o tym za chwilę. Kolację poprzedza wspólna modlitwa i czytanie fragmentu Ewangelii według św. Łukasza o narodzeniu Jezusa. Później głowa rodziny, czyli ja, składając życzenia, rozpoczyna dzielenie się opłatkiem. Po tym zasiadamy do stołu, aby delektować się tym, co wcześniej wszyscy razem przygotowaliśmy. Prezenty to jedna z najprzyjemniejszych części tego szczególnego wieczoru. Każdy lubi je otrzymywać, bez względu na wiek i na to, co posiada, w szczególny sposób radują one dzieci, które cały czas wyglądają, kiedy zjawi się Mikołaj. Gdy prezenty znajdą się pod pięknie ubraną i koniecznie żywą choinką, rozpoczyna się to, co jest najprzyjemniejsze, czyli rozpakowywanie. Oczywiście radości przy tym jest co niemiara. Śpiewanie kolęd oznacza, że kolacja wigilijna powoli dobiega końca.
Spośród wszystkich rodzinnie spędzonych wieczorów wigilijnych jest jeden, o którym nie sposób zapomnieć. Chociaż z zewnątrz mógł wydawać się zupełnie normalny, to dla nas był szczególny. W 2008 roku pod nasz dach trafiło dwóch chłopców, stworzyliśmy dla nich rodzinę zastępczą. Mimo zaledwie kilku lat, Gabryś i Stasiu mieli za sobą bagaż ciężkich doświadczeń. Konieczność opuszczenia domu rodzinnego i pobyt w kliku różnych miejscach nie pozostały dla nich obojętne. Do naszej rodziny chłopcy przyszli z domu pomocy społecznej. To już sześć lat, jak zasiedli z nami po raz pierwszy do wigilijnego stołu. Chociaż wtedy nie mogli zbyt wiele wyrazić słowami, to jednak w ich oczach i sercach można było wyczytać wielką radość. My odkryliśmy wtedy znaczenie pustego talerza na wigilijnym stole. To sam Jezus przyszedł do nas w tych chłopcach, jako bezdomny, strudzony wędrowiec. Gdzie nas poprowadzi dalej?