O misyjnej pasji, pracy z dziećmi i akcjach wspierających misjonarzy z jadwiżanką s. Celiną Torończak z Kwielic rozmawia Katarzyna Buganik.
Katarzyna Buganik: Nie należy siostra do zgromadzenia misyjnego, a mocno wspiera misje i misjonarzy. Skąd u siostry taka potrzeba i zaangażowanie?
S. Celina Torończak: W mojej rodzinnej parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy i Chrystusa Króla w Zagrodnie (diec. legnicka), mój kolega wstąpił do księży salezjanów i na trzecim roku seminarium wyjechał na misje. Wtedy pojawiło się u mnie wewnętrzne pragnienie angażowania się dla misji.
Okazało się jednak, że ze względu na stan zdrowia, nie mam co marzyć o misjach. Nie poddałam się i pomyślałam, że skoro nie mogę wyjechać, to będę działać na miejscu. Poprzez modlitwę i czytanie czasopism misyjnych coraz bardziej się angażowałam. Zainteresowanie misjami rodziło się razem z rozwojem wiary i mojego powołania.
Marzenia przerodziły się nie tylko w pasję, ale i w konkretną pracę…
Tkwi we mnie charyzmat misyjny, który poprzez modlitwę i pracę z dziećmi coraz bardziej się rozwija. Jestem katechetką i opiekunką ognisk misyjnych w Kwielicach i Grębocicach. Dzieci mają ogromny potencjał. Z nimi nie ma rzeczy niemożliwych. Jak patrzę na ich zaangażowanie i zapał, i taką dziecięcą wiarę, to dużo się od nich uczę. One są dla mnie takim motorem napędzającym i siłą w różnych działaniach, które wspólnie podejmujemy.
Angażuje siostra małych apostołów w wiele akcji i zbiórek. Jak się siostrze udaje pogodzić pracę w parafii i szkole z opieką nad ogniskami misyjnymi?
Nie myślałam, że podołam temu zadaniu, ale jeśli Pan Bóg mnie wybrał, to poddaję się temu i proszę Go o siły i odwagę. Jeśli się czegoś podejmuje, to trzeba być konsekwentnym i nie można się wycofać. Kończyłam w Warszawie szkołę animatorów misyjnych I i II stopnia i to mi bardzo dużo dało. Tam próbowałam zrozumieć, jak czuli się apostołowie, którzy wychodzili z wieczernika. Dla mnie ta szkoła była właśnie takim wieczernikiem, gdzie nabrałam zapału i chęci oraz odwagi do podejmowania różnych zadań.
A pracy nie brakuje, bo ciągle włączacie się w nowe działania…
Trzeba nawiązywać kontakty i współpracować z instytucjami, które zajmują się pomocą misjom i misjonarzom. Współpracujemy m.in. z MIVĄ Polską, z Komisją Episkopatu Polski do Spraw Misji, fundacją „Redemptoris Missio” i należymy do Papieskich Dzieł Misyjnych Dzieci. Jestem również członkiem Papieskiej Unii Misyjnej. Pomagamy w różny sposób, m.in. zbieramy okulary i przybory szkolne, organizujemy kiermasze świąteczne, rozprowadzamy odblaski, podjęliśmy również duchową adopcję misjonarza.