Na nic kampania, jeśli do urn nie idą wyborcy. W Winnym Grodzie zagłosowało tylko 36 procent mieszkańców.
Mamy nowego prezydenta i nową radę miasta. Niektóre wybory mieszkańców były do przewidzenia, inne są sporym zaskoczeniem. Niestety smutne jest to, że lokalna demokracja działa tylko na pół gwizdka, a nawet na jedną trzecią bo do urn poszło tylko 36 procent mieszkańców. Ktoś powie, że i tak nieźle, ale tak naprawdę nie o to chodzi w demokracji. Szczególnie tej najbliższej ciału.
Powodów takiej sytuacji pewnie jest kilka. Jeden z nich to pewnie fakt, że wybory samorządowe z powodu połączenia miasta z gminą nie odbyły się w listopadzie, tak jak w innych miastach, ale w marcu. Oczywiście nie wszyscy czytają gazety, nie wszyscy słuchają radia i nie wszyscy oglądają telewizję, ale pewnie każdy widział jakiś plakat wyborczy. Zapewne wiele osób nie miało też zielonego pojęcia kim są kandydaci na radnych w ich okręgu, ale trudno mi uwierzyć w to, że było ktoś, kto nie wiedział o głosowaniu 15 marca.
Z pewnością wiele osób nie poszło głosować bo uważa, że ich głos i tak nic nie zmieni. Ale przecież każdy z nas zauważa jakieś braki i potrzeby w mieście. Jednym przydałby się chodnik lub parking, innym praca lub mieszkanie, a jeszcze innym placów zabaw lub boisko. Gdyby każdemu zielonogórzaninowi dać czystą kartkę, to na pewno bez wahania wypisałby przynajmniej 10 najbardziej palących potrzeb dla swojej ulicy czy osiedla. No cóż szkoda, że nie chcemy zabrać publicznie głosu w kwestiach wpływających bezpośrednio na naszą codzienność, a tym przecież są wybory samorządowe.
I już na koniec. Zapewne niektórzy radni nas rozczarują, ale pewnie wielu też będzie solidnie pracować i dbać o interesy mieszkańców. Wolę głosować i być niepoprawnym optymistą.