W zielonogórskim kościele pw. św. Józefa Oblubieńca odbywają się wielkopostne rekolekcje akademickie. Prowadzi je o. Paweł Krupa OP.
Krzysztof Król: Czym dla Ojca jest Wielki Post?
O. Paweł Krupa: Przede wszystkim kojarzy mi się z głoszeniem Słowa Bożego. W zakonie dominikańskim, który jest zakonem głosicieli, okres Wielkiego Postu to wyjątkowy czas aktywności. Ciekawe (uśmiech), bo wszystkich zachęcamy, żeby podejmowali refleksję, modlili się, weszli w siebie, a sami jesteśmy tymi, którzy są bardzo na zewnątrz. Całe szczęście wielokrotnie doświadczyłem tego, że to głoszenie nie jest mechaniczne. Nawet jak mam gotowe rekolekcje i kiedyś już gdzieś mówiłem na podobny temat, to jak staję na ambonie z wiarą i głoszę rekolekcje, to słucham Pana Boga. Naprawdę! Pamiętam, że jeszcze w trakcie formacji zadałem pytanie mojemu magistrowi - taki odpowiednik ojca duchownego w diecezjalnym seminarium: „Czy można medytować, mówiąc?”.
Wszyscy moi bracia śmiali się, bo ja jestem gadułą. A on wtedy powiedział, a te słowa pamiętam do dziś: „Tak, to jest możliwe w czasie głoszenia kazań”. Głoszenie słowa Bożego daje mi ogromny pokarm duchowy. Człowiek mówi o Bogu i nawet nie o to chodzi, że mówi to też do siebie, ale w środku otwierają się mi kolejne klapki na zrozumienie pewnych rzeczy. Oczywiście, to jest też przeżycie jakieś takiej wewnętrznej radości, że jestem na swoim miejscu i robię to, co powinienem robić.
A co jest szczególnego w Wielkim Poście u dominikanów?
Z liturgii dominikańskiej tego okresu lubię szczególnie dwie rzeczy. Po pierwsze antyfony, które śpiewa się w środku Wielkiego Postu. „Media Vita” (łac. Pośród życia). Mówi się, że wykonanie tego chorału doprowadziło św. Tomasza z Akwinu do łez i wcale mu się nie dziwię. Drugą tradycją dominikańska jest moment, kiedy po nieszporach piątkowych wszyscy bracia zostają w stallach. Na środku jest krzyż, a jeden z braci śpiewa Kantyk św. Katarzyny Ricci, który niemal w całości składa się z psalmów. To niezwykła medytacja męki pańskiej. Bardzo to lubię, bo to takie zejście do rozpaczy, ale nie po to, żeby tam zostać. Przecież nie schodzi się z Chrystusem do grobu, aby tam pozostać, ale by pójść w górę, do miłosierdzia i do radości zmartwychwstania. Oczywiście u dominikanów wszystko jest tak, jak w całym Kościele, a więc jest post, Droga Krzyżowa… Jesteśmy dominikanami, ale też chrześcijanami (śmiech).
Wielki Post na ostatniej prostej. Księżą często nam powtarzają z ambony, żeby nie odkładać przygotowań duchowych na ostatnią chwilę. Nie jest jeszcze za późno, jeśli ktoś zaspał na starcie?
Nigdy nie jest za późno. Proszę pamiętać, że Dobry Łotr ostatnią sekundę na krzyżu wykorzystał. Najgorzej jest wtedy, kiedy człowiek orientuje się, że minęło pół Wielkiego Postu, nic nie zrobił i mówi: „Wszystko zmarnowane”. To największe niebezpieczeństwo. Nigdy nie jest za późno i można te dwa tygodnie przeżyć najlepiej jak umiemy. Ważne, żeby nie wpadać w taką pułapkę, którą zastawia nasza psychika i diabeł. Zmarnowałem, trudno! Żałuję, ale podejmuję konkretne działanie, bo nie o ilość chodzi, ale o miłość.