Koncerty, wykłady, jarmark, wspomnienia, konkurs i historyczne lekcje, a także Msza św. - to wszystko dzieje się podczas tegorocznych Kaziuków. W tym roku odbywają się już po raz dwudziesty.
Wszystko rozpoczęło się już 1 marca Mszą św. w parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Gorzowie Mszy św. Modlono się szczególnie w intencji wieloletniego kapelana wilniuków - śp. ks. prał. Witolda Andrzejewskiego. Obchody zakończą się 26 marca.
Tego dnia od 11.30 do 13.00 w Zespole Szkół Odzieżowych przy ul. Śląskiej zaplanowano spotkanie pokoleń „Ocalmy mowę naszych przodków od zapomnienia”, a także ogłoszenie wyników konkursów: Międzynarodowego Konkursu Igłą Malowane oraz Gorzowskiej Palmy Wielkanocnej.
Kaziuki gorzowskie mają edukować, integrować i dawać rozrywkę. - Myślę, że to wydarzenie to taki jarmark gorzowski nawiązujący do jarmarku wileńskiego bo każdy znajdzie tu coś dla siebie. To oczywiście czas naładowania się dobrymi emocjami i miłością po zimie. Obecnie święto miłości obchodzone jest w lutym, ale dla nas na Wilnie to Kaziuki było od zawsze świętem miłości - przyznaje Wilhelmina Rother, prezes Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej.
Dziś, 21 marca, w Miejskim Centrum Kultury odbył się koncert gości ze wschodu. Z Litwy, a konkretnie z Jaszun przyjechał Zespół Pieśni i Tańca „Znad Mereczanki”.
- Nasza miejscowość znajduje się 28 km od Wilna nad rzeką Mereczanką, stąd pochodzi nazwa naszego zespołu. Naszym głównym celem jest niesienie tradycji poprzez taniec i śpiew. W Gorzowie Wlkp. jesteśmy po raz trzeci. Bardzo nam się tutaj podoba, szczególnie dlatego, że jest tutaj bardzo dużo ludzi, którzy urodzili się na Wileńszczyźnie - mówi z uśmiechem kierownik chóru Maria Alencynowicz.
Koncertowi towarzyszył mały jarmark wileński. - Są oryginalne palmy wileńskie zrobione z kwiatów i ze zboża, pyszny chleb litewski i inne domowe wyroby, a także pierniki kaziukowe - wyjaśnia Maria Alencynowicz.
W sobotnim koncercie wzięła udział Monika Malicka z Gorzowa Wlkp. dla której Litwa to rodzinne strony.
- Tam została moja rodzina ze strony taty. Tam moje serce zostało. Kiedy przyjeżdżam na Wileńszczyznę, to łzy same cisną mi się do oczu. Coś niezwykłego - mówi pani Monika.