Powoli opada bitewny kurz pierwszej kampanii. Do roboty powinni wziąć się nie tylko kandydaci na prezydenta, ale też lokalni politycy od prawa do lewa, aby w ogóle zachęcić Lubuszan do udziału w wyborach.
Minęło już trochę czasu od zakończenia pierwszej tury wyborów prezydenckich. Komentarzy powyborczy powstało już mnóstwo i ciężko silić się na oryginale komentarze.. Skomentuję krótko tylko to, co u nas w Lubuskiem szczególnie kuleje. „To co martwi, to jedna z najsłabszych frekwencji wyborczych na tle Polski. To powinno być impulsem do tego, by nasi lubuscy politycy zastanowili się, jak zachęcić mieszkańców Lubuskiego do uczestnictwa w głosowaniu” – mówi na naszych łamach politolog dr hab. Magdaleny Musiał-Karg z Collegium Polonicom w Słubicach.
Szczerze mówiąc mnie też to martwi. Tym bardziej, że faktycznie inicjatyw zachęcających ludzi do pójścia na wybory w naszym regionie jak na lekarstwo. To poważne zaniedbanie wszystkich lubuskich polityków od prawa do lewa. I to zarówno tych z najwyższego, jak i najniższego szczebla. Do pracy Panie i Panowie! Oczywiście to nie wybory parlamentarne i nikt nie musi się martwić o swój stołek, ale przecież nie o to chodzi. Najważniejsze, aby wybór był ja najbardziej reprezentatywny.
Zapewne nie jeden polityk pomyśli – oczywiście tego głośno nie powie – że to i tak walka z wiatrakami. Ale przecież wynik pierwszej tury pokazuje, że wszystko może się zdarzyć… Także większa ilość wyborców przy urnach.