– Byliśmy napełnieni wiarą i entuzjazmem, że to powstanie coś da. Dla nas ono miało wielki sens, bez względu na to, czy ktoś walczył na froncie, czy leżał w szpitalu, czy robił coś innego – mówi Hanna Witkowska, sanitariuszka „Hanka” z powstania warszawskiego.
Kiedy wybuchła wojna, miała 11 lat. Powstanie warszawskie, w którym była sanitariuszką, spowodowało, że wybrała studia medyczne i została lekarzem. Dziś, po 71 latach od powstania, opowiada o bohaterskim zrywie narodowościowym. – Mieszkaliśmy w Łomżyńskiem, na wsi, bo mój ojciec był inżynierem rolnictwa i administrował majątkiem. Był też oficerem rezerwy, ułanem, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Kiedy wybuchła wojna, od razu go zmobilizowali i zginął w pierwszym jej tygodniu. Niedługo po tym Niemcy zarządzili ewakuację powiatu łomżyńskiego i musieliśmy uciekać do powiatu sokołowskiego, gdzie mieliśmy babcię. Mama postarała się również w tym czasie o mieszkanie w Warszawie, w którym mieszkaliśmy całą okupację – opowiada pani Hanna. Po ukończeniu szkoły podstawowej przez rok uczęszczała na tajne komplety w Warszawie, a później uczyła się w tajnym gimnazjum sióstr niepokalanek w Szymanowie pod Warszawą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.