Doradcy rodzinni na co dzień przygotowują narzeczonych do małżeństwa. 3 października spotkali się na dniu skupienia w parafii pw. św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze, by zadbać też o własną formację.
– W diecezji mamy 110 doradców rodzinnych. Są to osoby, które posługują w parafialnych poradniach rodzinnych, uczą naturalnych metod rozpoznawania płodności, ale przede wszystkim są świadkami chrześcijańskiego życia, bo uczą o miłości, przygotowując do małżeństwa – tłumaczy ks. Mariusz Dudka, diecezjalny duszpasterz rodzin.
W dniu skupienia wzięło udział około 70 osób. Dla wielu to okazja do poznania się z innymi doradcami z diecezji, do rozmów o pracy i nowych materiałach potrzebnych do posługi. – Jestem doradcą rodzinnym od ośmiu lat i cały czas się dokształcam, poznaję nowości w dziedzinie doradztwa rodzinnego. Czasem jest trudno w tej posłudze, ale ta praca daje satysfakcję, szczególnie wtedy, kiedy młodzi zmieniają swoje poglądy na temat płodności i naturalnej metody planowania rodziny. Zachęcamy ich też do wspólnej modlitwy w narzeczeństwie, a później w małżeństwie – mówi Halina Kochanowska, doradca rodzinny z parafii NMP Matki Kościoła w Kostrzynie nad Odrą.
Magdalena i Andrzej Terkowie są doradcami życia rodzinnego w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Zielonej Górze. Na przykładzie własnego małżeństwa uczą narzeczonych, jak żyć po chrześcijańsku w małżeństwie i być szczęśliwym.
– Jesteśmy małżeństwem od 15 lat i pokazujemy młodym, że pomimo trudności, problemów i tego, co nam proponuje świat, żyjemy z Chrystusem w małżeństwie i że nam się to udaje. To ciągłe uczenie się wiary i zapraszanie Pana Boga do każdej dziedziny życia w małżeństwie – mówią Magdalena i Andrzej.
– Przygotowując narzeczonych do małżeństwa, uświadamiamy im, czym jest ten sakrament, że to nie jest tylko formalność, ale coś więcej – relacja dwóch osób, w którą wchodzi Pan Bóg. Uczymy naturalnych metod rozpoznawania płodności i pokazujemy, że ta metoda jest alternatywą dla antykoncepcji. Podobnie jest z in vitro, zamiast którego proponujemy naprotechnologię lub adopcję. Dziś mówi się o ciągłym braniu, tak, by to mnie było dobrze, a my uczymy, że trzeba dawać siebie innym – dodają małżonkowie.