Papież Franciszek podczas Wielkoczwartkowej liturgii, na wzór Chrystusa, mył nogi więźniom. Do dzisiaj mam przed oczami minę młodej kobiety, która była tym gestem zszokowana i wyraźnie wstrząśnięta. Dwa dni temu Bóg wywołując podobną reakcję, "interweniował" podczas sakramentu bierzmowania w Areszcie Śledczym w Międzyrzeczu.
Wcisnąłem guzik domofonu, pancerne drzwi otworzyły się i stanąłem przed wartownikiem. To był początek mojej pierwszej w życiu wizyty w Areszcie Śledczym. Przed wejściem do aresztu, każdy przechodzi bardzo dokładną kontrolę, przypominającą tę na lotnisku. Zanim trafiłem do kaplicy w podziemiach jednego z budynków, musiałem przejść przez dwie bramki kontrolne.
Idąc korytarzem, mijając zamknięte drzwi cel czułem się jakoś nieswojo, mocno przytłoczony. W końcu dotarłem do kaplicy, bardzo ładnie urządzonej i nagle pomimo świadomości, że to ciągle areszt śledczy, oddzielony od świata grubymi murami, pancernymi drzwiami, zakratowanymi oknami poczułem ulgę, tutaj byłem w znajomym otoczeniu.
Spotkałem dziewięciu młodych ludzi, którzy z wyraźnym napięciem, co to się wydarzy, oczekiwali na przyjęcie sakramentu bierzmowania w więziennej kaplicy. Moment pełnego napięcia i oczekiwania udzielił się również mi. Kiedy włączałem się w modlitwę, w wołanie o Ducha Świętego, uświadomiłem sobie, że Bóg naprawdę przychodzi pomimo zamkniętych drzwi, wszystkich systemów zabezpieczeń.
I nie mam na myśli tylko systemów bezpieczeństwa obowiązujących w areszcie śledczym, ale też nasze osobiste, mozolnie wypracowywane blokady, kraty, zaryglowane drzwi, które mają nas bronić przed „interwencją” Boga.
W międzyrzeckim areszcie jest ponad 400 miejsc, dziewięć osób zdecydowało się na pojednanie z Bogiem, na spowiedź z całego życia, przyjęcie sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej. Pewnie wielu mogłoby powiedzieć, przecież to tylko mała grupa, ale w życiu tych ludzi wydarzyło się coś wyjątkowego, zaprosili Boga.
Następnego dnia dowiedziałem się, że to było przeżycie nie tylko w więziennej kaplicy. To był też niezwykle ważny dzień dla rodziny jednego z osadzonych, dla jego żony, dla dzieci. Szczerze cieszyli się, że ktoś bardzo im bliski stanął w obecności Boga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.