Niezwykła opowieść o historii deportacji polskich Żydów z Niemiec do Zbąszynia w 1938 r.
– Wszystko rozpoczęło się, kiedy w moim rodzinnym domu znalazłem dwie książki z tajemniczą dwujęzyczną pieczątką, po polsku i po hebrajsku: „Robotniczy Komitet Pomocy dla Uchodźców z Niemiec”. Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale nigdy nie spytałem mojego taty, skąd one się u nas wzięły, dlatego po śmierci ojca postanowiłem rozwikłać tajemnicę i tak powstała wystawa na dworcu w Zbąszyniu, konferencja naukowa w 70. rocznicę deportacji polskich Żydów do Zbąszynia. Następnym elementem był film i książka – powiedział Wojciech Olejniczak, autor ksiązki „Do zobaczenia za rok w Jerozolimie. Deportacje polskich Żydów w 1938 roku z Niemiec do Polski”, wydaną przez Fundacje TRES.
W Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej im. Alfa Kowalskiego, Wojciech Olejniczak opowiadał o mało znanych wydarzeniach w Zbąszyniu, które bezpośrednio były związane z tragedią „Nocy Kryształowej” i dramatem tysięcy uchodźców deportowanych przez Niemców na polską granicę. Autor skupił się na prezentacji historii z perspektywy uczestników tych wydarzeń, dziecięcych wspomnień zapisanych w listach, utrwalonych na fotografiach, wyhaftowanych na chusteczkach. Prezentacja nie była tylko nawiązaniem do przeszłości, ale próbą nawiązania do współczesności. Autor książki pokazał, że obecnie w budynku dworca kolejowego w Zbąszyniu mieści się „second hand”, gdzie można kupić wszystko, używane ubrania, meble, walizki, lampy. W 1938 r. kiedy na graniczny dworzec kolejowy przybyło kilka tysięcy deportowanych osób, atmosfera musiała być bardzo podobna.
Uczestnicy prezentacji ze wzruszeniem słuchali opowiadania autora, a zainteresowanie publikacją było tak duże, że zabrakło książek.
– Opowieść Wojciecha Olejniczaka była bardzo pięknie i interesująco przedstawiona, dlatego chcę dokładnie przeczytać całą książkę i poznać wydarzenia oraz osobiste przeżycia osób, które brały w tym udział – mówiła Natalia Lewandowska z Międzyrzecza.
W książce znajdują się listy, opisujące wydarzenia, przeżycia osób. Fragment jednego z listów: "Mężczyzna ten mówił płynnie po niemiecku. W jednej chwili straciliśmy całą nadzieję, ale pomyślałam, "co mamy do stracenia?" i zapytałam, czy moglibyśmy spędzić noc w jednej z szop na narzędzia. Zapłacilibyśmy za zakwaterowanie. Wyjaśnił nam, że ten dom należy do jego syna, który jest "biskupem" i mieszka w Krakowie, oraz, że nie może pozwolić nikomu wejść do domu, dopóki nie porozmawia z synem. Powiedział, żebyśmy wrócili wieczorem... Nadszedł wieczór. Był piątek. Nieśmiało zapukaliśmy ponownie do drzwi rolnika. Ku naszemu zaskoczeniu otworzył drzwi na oścież i poprosił, abyśmy weszli do środka. Zabrał nas do salonu z tyłu domu i ku naszemu zaskoczeniu na stole leżał lśniący obrus, mnóstwo jedzenia i paliły się świece. Możesz sobie wyobrazić, jak wszyscy zaczęliśmy płakać. Byliśmy w tym czasie pod ogromnym napięciem i tak piękne powitanie było czymś ponad nasze siły..."