O najnowszym przedstawieniu kleryków z Paradyża pisze ks. Andrzej Draguła (recenzja).
Czy nikt z nas nie chciał być czasami kimś innym? Kiedyś była taka telewizyjna bajka o jeżyku, który ciągle chciał mieć cudze futro. A gdy je otrzymywał, śpiewał: „To futerko jest lepsze, to futerko mieć wolę…”.
Czasami jednak zdarza się, że inni chcą byśmy stali się kimś innym, bo tacy, jacy jesteśmy wydajemy się im „niekompletni” albo wręcz nieszczęśliwi.
Taki na przykład wąż bez rąk i nóg musi być bardzo nieszczęśliwy - pomyśleli sobie jego przyjaciele: chomik i jaszczurka, i postanowili wybrać się na poszukiwanie kończyn dla węża.
Wizyta u wróżki zębuszki i magika nie przyniosła rezultatów. Udali się więc do samego Pana Boga, a ten wyjaśnił grzecznie, że każdy jest taki, jaki ma być i jakim go sam wymyślił.
Historia wkurzonego gada została opowiedziana w spektaklu pod tytułem „Wąż”, a pokazanym przez klerycki Teatr „Zdumienie”. Jego premiera odbyła się 7 listopada w Paradyżu.
Ta zabawna i wzruszająca bajka pokazuje, na czym polega tajemnica stworzenia, miłość Boga i wyjątkowość każdego istoty.
Ten spektakl po raz kolejny pokazuje, na czym polega siła teatru: że to, co dogmatycy wyjaśniają przez godziny, a do czego kaznodzieje nieudolnie przekonują na ambonach, teatr objawia w ciągu trzech kwadransów.
I cały problem istnienia Boga okazuje się prosty: Bóg jest, bo my jesteśmy.
Aktorom paradyskiej sceny udała się po raz kolejny rzecz bardzo ważna: na strychu wyczarowali teatr pełen magii, gdzie - inaczej niż w profesjonalnym teatrze - zamiast ubierać maskę roli, grają sobą, nie bojąc się autentyczności, a nawet pewnego obnażenia swej osobowości.
Tym większa zasługa Kingi Kaszewskiej-Brawej, opiekuna i reżysera, która - jak przyznała w słowie poprzedzającym przedstawienie - za wszystko bierze odpowiedzialność, choć nie wszystko to jej pomysły inscenizacyjne. I to jest pedagogiczna wartość tego teatru - uczy kreacji zbiorowej.