W gorzowskiej filharmonii odbył się koncert dedykowany pamięci „Szefa”, wspaniałego człowieka, księdza, aktora, patrioty.
W przeddzień 1. rocznicy śmierci charyzmatycznego duszpasterza akademickiego, duszpasterza ludzi pracy, rekolekcjonisty, pioniera ruchu pielgrzymkowego w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, duszpasterza policji, aktora, autora audycji radiowych, wspaniałego, ciepłego człowieka w Filharmonii w Gorzowie Wlkp. odbył się 29 stycznia koncert „Misjonarz szczęścia”.
W koncercie uczestniczyli m. in. biskupi: Tadeusz Lityński i Adam Dyczkowski, Wojewoda Lubuski Władysław Dajczak, Prezydent Gorzowa Wlkp. Jacek Wójcicki, gorzowscy duszpasterze, wychowankowie „Szefa” z duszpasterstwa akademickiego i mieszkańcy miasta.
Ks. Witold Andrzejewski skupiał wokół siebie ludzi, wzbudzał autorytet i zaufanie. W niezwykły sposób łączył w sobie głęboką wiarę, mądrość i odwagę.
– To był spontaniczny pomysł. W ubiegłym roku mieliśmy koncert z okazji Dnia Pamięci i Pojednania z orkiestrą z Herfordu, kiedy zmarł ksiądz Andrzejewski. Pomyślałam, że ta uwielbiana w Gorzowie Wlkp. i tak barwna postać zasługuje na takie wspomnienie – powiedziała Monika Wolińska, dyrygent Orkiestry Filharmonii Gorzowskiej. Koncert składał się z pięciu części: Teatr, Ludzie, Wolność, Kapłaństwo i Pamięć. Utworom muzycznym towarzyszyły wspomnienia Janusza Dreczki i recytacje w wykonaniu Aliny Czyżewskiej.
W programie znalazły się pełne refleksji kompozycje inspirujące do postawienia sobie najważniejszych pytań. Gorzowscy filharmonicy wykonali m. in. pełne liryki, nastrojowe „Adagio na smyczki” Samuela Barbera, refleksyjne intermezzo z opery „Thais” Masseneta oraz wzruszającą „Chacconę” z „Requiem” Krzysztof Pendereckiego. Na zakończenie zabrzmiał utwór Nenio Morricone „Nella Fantasia” z filmu „Misja”.
– Niesamowite, po prostu niesamowite! 40 lat i tak sobie siedzę, i modlę się. Pojawiają się refleksje. 1975 r. i byłem blisko „Szefa” do 1981 r. Później moje małżeństwo, gdzieś mi zniknął, wyjechałem z Polski i dzisiaj sobie uświadomiłem, że „Szef” był zawsze nasz. Miałem 3 domy w których czułem się fantastycznie, dom mojej mamy – dom rodzinny, mój dom – moja żona, dziecko i dom „Szefa”, który był zawsze otwarty, obojętnie o której godzinie, pełny luz, ekstremalny, czułem się tam fantastycznie. I dzisiaj przyglądałem się, że był nie tylko dla nas, ale też dla wielu innych osób i ten ostatni moment koncertu, kiedy pani dyrygent pokazała ręką na ks. Witolda, to „padliśmy” wszyscy, piękna uczta, piękne wspomnienie, chcę czegoś takiego za rok – powiedział Andrzej Wierzbicki, „Rumian”.
Uczestniczy byli zauroczeni atmosferą koncertu, muzyką.
– Koncert bardzo nas poruszył, przeżywaliśmy go w gronie przyjaciół. I to ostanie, główne zdjęcie, które pokazało się na ekranie, ks. Witold Andrzejewski w berecie. Czy mogliśmy go nie kochać? Nie mogliśmy. Szliśmy z nim przez różne sytuacje, ogromnie wiele zyskaliśmy. Zawsze uczył nas pokory, wolności, że musimy wybaczać, był niesłychanie dobrym człowiekiem, nawet jeśli zdarzały się upadki, to uczył nas z tego powstawać. Mówił nam o błogosławieństwie, że to jest bycie szczęśliwym. Ten koncert w przedziwny sposób to pokazał, że wszyscy będąc w drodze, pewnego dnia staniemy wszyscy razem w jednym chórze i zaśpiewamy, tak jak nam się zdarzało za „komuny”, np. 200 osób na dworcu głównym w Poznaniu śpiewaliśmy Alleluja, ni stąd ni zowąd. Żyliśmy tak radośnie, wspaniale, przede wszystkim szukając Boga. „Szef” uczył nas słuchania słowa. Z tym wyszliśmy z duszpasterstwa akademickiego i trwamy w wierze, oraz czekamy, że spotkamy się wszyscy razem – mówił Leszek Wajchert, dyrektor Szkoły Katolickiej w Gorzowie Wlkp.