Z ks. Dariuszem Mazurkiewiczem rozmawia Krzysztof Król.
Krzysztof Król: Jak to było z Księdza powołaniem?
Ks. Dariusz Mazurkiewicz: Powołanie to nie jeden moment, ale proces dojrzewania, który tak naprawdę się nie kończy. Pan Bóg cały czas pokazuje pewne rzeczy człowiekowi i zmienia jego życie. Dla mnie powołanie to relacja, która istnieje, trwa i nie kończy się. Nie wiadomo, co jeszcze Pan Bóg człowiekowi zaproponuje. Przed maturą zdecydowałem, żeby pójść spróbować i zobaczyć, jak wygląda seminarium.
I co zobaczył Ksiądz w seminarium?
To był inny świat. Zetknięcie się z dużym potencjałem intelektualnym, a także duchowością, której wcześniej nie znałem. Czas seminarium wspominam bardzo dobrze. Poznałem w nim bardzo wielu ciekawych ludzi i zetknąłem się z wieloma ideami. Był to dla mnie czas odkrywania, i to w wielu dziedzinach.
A nie było kryzysów?
Oczywiście, że były. Bez kryzysów nie ma wzrostu powołania. Zawsze bałem się kleryków, którzy mówili, że oni nie mają żadnych wątpliwości, bo bałem się, że za tym nie idzie głębsza refleksja. Natomiast jeśli człowiek zastanawia się, to musi przyjść wątpliwość i jakiś kryzys, ale jak człowiek jest szczery wobec siebie, innych i Pana Boga, to staje się dojrzalszy.
Od 1 lipca jest Ksiądz nowym rektorem paradyskiego seminarium. Był Ksiądz zaskoczony, kiedy biskup to zaproponował?
Mówiłem już w seminarium, że Pan Bóg ma dobry humor. (śmiech) Spodziewałbym się wielu rzeczy w najbliższych latach, ale nie tego. Więc na pewno to dla mnie duże zaskoczenie. Z jednej strony poczucie dużej odpowiedzialności, ale też wezwanie do konkretnej posługi w Kościele. Sprawy kleryków nie są mi obce, bo jestem wykładowcą prawa kanonicznego w seminarium. Nie jest to więc wejście w zupełnie obcy świat. Oczywiście, z zewnątrz te problemy seminaryjne wyglądają zupełnie inaczej, niż gdy spojrzymy na to z wewnątrz, ale myślę, że z pomocą Bożą i dobrego zespołu uda mi się sprostać powierzonym obowiązkom. Wspólnie będziemy chcieli tak pracować, aby ci klerycy, którzy za kilka lat otrzymają święcenia, byli po prostu dobrymi księżmi. C
o powiedziałby Ksiądz osobom, które myślą o kapłaństwie, ale boją się zrobić ten pierwszy ważny krok?
Żeby się odważyli. Decyzja o wstąpieniu do seminarium nie jest jeszcze decyzją o kapłaństwie. Nawet jeśli ktoś odchodzi po roku, po dwóch latach, a nawet po pięciu, tuż przed święceniami, to odchodzi mądrzejszy, dojrzalszy i bardziej skierowany na Pana Boga i ludzi. To na pewno nie będzie czas stracony. Nawet jeśli finałem nie będzie kapłaństwo, to nie warto kalkulować, tylko spróbować. Wrócę do tego, o czym rozmawialiśmy na początku – powołanie jest dojrzewaniem, jest procesem, czymś, co nieustannie się kształtuje. Być może dzisiaj musimy iść coraz bardziej w kierunku pewnej indywidualizacji formacji. Dla niektórych osób sześć lat to po prostu za mało. Może potrzebują ośmiu, dziesięciu albo dwunastu, aby w pewnym momencie stwierdziły, że są gotowe, a osoby odpowiedzialne za formację powiedziały biskupowi, że to jest człowiek godny święceń. Kiedyś urlop dziekański postrzegało się jako karę, ale nie można tak na to patrzeć. Jeśli komuś proponuje się przerwę w formacji, to nie jest to kara, ale powiedzenie człowiekowi, że potrzebuje więcej czasu. Kościół potrzebuje przecież świętych kapłanów.
A co jest zdaniem Księdza najważniejsze w formacji seminaryjnej?
Ks. Józef Tischner mówił, że on jest najpierw człowiekiem, później filozofem, a dopiero na końcu księdzem. Oczywiście, to nie deprecjonuje kapłaństwa, ale chyba pokazuje właściwą hierarchię. Jeśli nie będzie się dobrym człowiekiem, to nie ma szans na dobre kapłaństwo, bo to po prostu niemożliwe. Tym, czego ludziom często brakuje w ich duszpasterzach, jest brak takiej zwykłej ludzkiej życzliwości. Ktoś jest może i dobrym księdzem, jest pobożny, ale nie czuje, że jest dla ludzi, nie uczestniczy w ich sprawach. Na szczęście znam mnóstwo proboszczów i wikariuszy, którzy włączają się w życie swojej parafii, nie tylko na płaszczyźnie religijnej, ale i w tych codziennych działaniach. Moim zdaniem chodzi o wychowanie takich właśnie kapłanów. Ponieważ dziś proces głoszenia Chrystusa zaczyna się często od zobaczenia, że to jest fajny ksiądz, więc może warto przyjść w niedzielę na Mszę św. Ta formacja ludzka jest niezwykle ważna, jeżeli to się zaniedba w seminarium, to możemy wypuścić najpobożniejszego księdza, który do nikogo nie dotrze, z nikim nie porozmawia i nikomu nie pomoże. Ksiądz musi być z ludźmi, a parafia nie może być zamknięta. Nie ma innej możliwości,•