W Powstaniu Warszawskim była sanitariuszką, po wojnie nauczycielką i do końca życia wierną czytelniczkę "Gościa Niedzielnego". Zmarła Zofia Krzywińska. Miała 102 lata.
Zofia Krzywińska urodziła się w Warszawie w 1914 roku. Przed II wojną światową ukończyła seminarium nauczycielskie. Chciała uczyć, ale nie zdążyła. W Powstaniu Warszawskim była sanitariuszką. Tak to wspominała na łamach „Gościa Niedzielnego”:
„Byłyśmy jak najlżej ubrane, na szaro. Nawet nie mogłyśmy mieć białych fartuchów, bo do nas strzelano nawet wtedy, gdy nieśliśmy rannego na noszach”.
Opowiadała, że swoją pracę rozpoczynała znakiem krzyża. „Bardzo mocno udzielali się księża. W bramach były robione ołtarze. Powstańcy przyjmowali Komunię św., a potem biegli na linię frontu. Wszystko robiło się z wiarą. Jak wchodziliśmy do kanału, to robiliśmy sobie wzajemnie na czole krzyżyki. W kanałach woda po pas i szczury. Człowiek normalnie oddychał dopiero, jak zobaczył światełko. Niemcy oczywiście odkryli, że korzystamy z tej drogi i przy wylocie kanałów ustawiali żołnierza. Cała masa ludzi została w kanałach” - opowiada uczestniczka powstania.
Zofia Krzywińska urodziła się w 1914 roku Reprodukcja: Krzysztof Król /Foto Gość A tak pani Zofia pisała w swoich notatkach o końcu Powstania Warszawskiego: „Kiedy wybiła 17.00, zerwała się Warszawa, a wszystkie marzenia uleciały pod niebo razem z gołębiami. Odbijali cię Warszawo młodymi sercami. Znowu byłaś wolna, swoja, przedwojenna, biało-czerwona. Flagami pokryły się ulice. Była Polska wieczorem i od rana. I znowu w południe i jeszcze tak wyśniona, dziewicza. Wiemy, co było później, ktoś zatrzymał się w marszu i za Wisłą został. Ktoś dokończył Katyń. Zmowa zniewolenia. Gdy już zgasły światła Jałty i zgasła nadzieja. A werble już do szturmu nie biją w noc ciemną. Widzę ich na ulicach co roku wciąż bliżej i biegną do powstania i żywi są ze mną”.
Po wojnie pani Zofia zaczęła uczyć w szkole. Pracowała najpierw w Łowiczu, potem na Ziemiach Zachodnich. W końcu trafiła do Dobiegniewa, gdzie mieszkała do śmierci.