Nie było w tym roku świętowania Dnia Strażaka w Zielonej Górze. 11 maja podczas Mszy św. strażacy pożegnali kolegę Grzegorza Wesołowskiego.
Pogrążeni w żałobie strażacy, ale również przyjaciele, którzy dobrze znali śp. Grzegorza mówili, że w środowym wypadku karetki w okolicach Sulechowa zginał wyjątkowy, pełen energii, pasji i poczucia humoru człowiek. Strażak, ratownik medyczny, trener psów ratowniczych.
- Znaliśmy się już jako nastolatkowie, wspólnie działaliśmy w harcerstwie, prowadziliśmy równoległe drużyny. Grzegorz to był taki gość, który nigdy nie odmawiał pomocy. Chociażby w ubiegłym roku poprosiłem go, żeby w czasie pielgrzymki dzieci w Rokitnie zorganizował pokaz psów. Nie był związany z Caritas, ale nie było żadnego problemu. Podobnie było podczas festynu szkolnego, również zorganizował pokaz z psami i przeprowadził kurs pierwszej pomocy. Pomagał mi wiele razy - wspomina Leszek Masklak, koordynator akcji Caritas.
Telefon i zła wiadomość. „Maczuga”, taki pseudonim miał Grzegorz Wesołowski w harcerstwie, zginął w wypadku. Karetka wypadła z drogi i rozbiła się na drzewie.
- Pierwsza myśl - to niemożliwe. „Wesoły” był zawsze uśmiechnięty, z ogromnym poczuciem humoru, więc kiedy dowiedziałem się o śmierci nie mogłem uwierzyć. To przecież nie mógł być on. W środowisku harcerskim uchodził za twardziela, niezniszczalnego - wspomina Leszek Masklak.
Wielu młodszych harcerzy uznawało go za wzór odwagi, za kogoś, kto wszystko może i wszystko potrafi.
- Jako jedyny trzy razy był drużynowym, nie mieliśmy nikogo innego z takim doświadczeniem. Wracał tyle razy, ile było trzeba. Drużyna się sypała, wtedy wracał „Maczuga”, zbierał chłopaków, organizował co trzeba i tak za każdym razem - mówi dalej przyjaciel zmarłego.
W życiu ogniomistrza Grzegorza Wesołowskiego dokładnie widać, że służba była dla niego najważniejsza. Straż Pożarna, ratownik medyczny, szkolenie psów. W OSP Jarogniewice szkolił strażaków ochotników, w Żarach miał grupę z psami ratownikami.
Nie ma w Zielonej Górze i okolicach wielu szkół i przedszkoli, w których nie przeprowadzał zajęć z pierwszej pomocy, albo ze szkolenia psów. Jeśli chodzi o pracę z psami ratownikami był jednym z największych specjalistów. - To był gość, który chciał zawsze służyć innym, chociaż jego samego życie wcale nie rozpieszczało - dodał Leszek.
Uczestnicy Mszy w zielonogórskim kościele pw. Najświętszego Zbawiciela w intencji śp. Grzegorza Wesołowskiego byli wyraźnie wzruszeni. Wielu ciągle trudno było uwierzyć w tragiczne wydarzenia z minionej środy.