W sobotę 29 maja w Gorzowie Wlkp. odbył się pogrzeb Antoniego Golca, który uszył sutannę niejednemu księdzu z naszej diecezji. Przeczytaj historię tego niezwykłego krawca.
Sutanny Antoniego Golca wśród księży uchodzą za mercedesy. A zaczęło się od ruskiego munduru.
Urodził się w 1932 roku w Jadwinowie, za Bugiem, gdzie królowa Jadwiga, żona Władysława Jagiełły, miała swój mały dworek. W 1939 r. poszedł do polskiej szkoły. Już umiał czytać, pisać, a nawet liczyć ułamki. W tydzień awansował do drugiej klasy. Potem weszli Sowieci.
Anton! Ty durak!
Miał zdolności do rysowania. Szczególnie portretów. Któregoś razu dla zabawy skopiował do zeszytu portret Stalina. Inspektor nie chciał wierzyć, że zrobił to sam. Mały Antek musiał narysować Stalina jeszcze raz. Na tablicy. – W 1945 r. przyjechaliśmy do Polski. Do Krzeszyc. Ale krawiectwa uczyłem się w Gorzowie. Od razu po nauce zostałem kierownikiem warsztatu w radzieckiej jednostce wojskowej, która stacjonowała w Gorzowie. Supermundury tym ruskim robiłem! Nie chcieli, żebym szedł do polskiego wojska. A ja chciałem. Mówiłem im, że jestem patriotą. A ich dowódca na to: Anton! Ty durak! Wojsko jest jedno, tylko nasi mają gwiazdy, a wy orzełki! I rzeczywiście, przeszło dwa lata pracowałem w Wojsku Polskim, ale nasz dowódca nazywał się Michałkow.
Biskup i inni
Wtedy szył wszystko. Mundury, cywilne ubrania, a nawet damskie suknie. Któregoś dnia trafił się jednak klient szczególny. – Pierwszą sutannę uszyłem jednemu misjonarzowi. Potem nasz proboszcz, oblat, ks. Henryk Mroczyk, zapytał, czy nie uszyłbym sutanny i biretu dla biskupa Pluty. Pomyślałem sobie, że biskupowi nie można odmówić. Tym bardziej że miałem wprawę. Mundur sowieckiego oficera z tamtych lat – to była góra sutanny! Uszyłem więc sutannę biskupowi. Jak proboszcz ją zobaczył, powiedział, że skoro mieszkam w tej parafii, muszę jemu i wikarym też uszyć. No, proboszczowi też odmówić nie można. Zrobiłem te sutanny. Doszło to do prowincjała oblatów w Poznaniu. Tam był nowicjat. Rocznie potrzebowali około 30 sutann. I tak się zaczęło. Z czasem zamówień było tyle, że rzuciłem wszystko i postanowiłem szyć same sutanny.
Stałem obok łóżka
Od ponad 50 lat jest żonaty. Ma dwóch synów i córkę. Dziś szyje już tylko dwie, trzy sutanny w miesiącu. Kiedyś było ich nawet dwanaście. Dwadzieścia godzin dziennie w pracowni. Jak stachanowiec. A i tak kolejka czekała dwa lata. – W zeszłym roku bywało, że kilka razy dziennie miałem stan przedzawałowy. Jak mi już rozsadzało pierś, podnosiłem ręce i jakoś mijało. A miałem ze Szczecina 15 sutann do zrobienia na obłóczyny. Pomyślałem sobie, że muszę je skończyć. Dokończyłem. I poszedłem do szpitala. Od razu na operację. Przeżyłem śmierć kliniczną. Stałem obok łóżka i patrzyłem, jak mnie ratowali. Może wróciłem, żeby dalej szyć sutanny?
To za dużo
„Szycie sutann”. Taki szyld to rzadkość. Od lat wisi na ścianie domu przy ul. Brackiej. Najwięcej księży i kleryków przyjeżdża tu ze Szczecina i z naszej diecezji. Są także klienci z Wrocławia, Koszalina, czasem z Katowic, a nawet z Niemiec. – Kiedyś jeden niemiecki diakon mówił, że jedzie do Ojca Świętego, a Papież nie przyjmuje na audiencji w garniturze. Innym razem zadzwonił polski ksiądz, który wykłada w seminarium w Berlinie, i pytał, czy nie uszyłbym szybko sutann klerykom i profesorom. 35 osób. Odmówiłem. To za dużo. Nie mam żadnego pracownika, bo albo jestem taki niecierpliwy, albo tak dokładny, że pracuję sam.
Sutanna na rzepy?
Obłóczyny w seminarium ciągle są wielkim wydarzeniem. Na pierwszą sutannę klerycy czekają z niecierpliwością. Potem noszą ją z dumą niemal wszędzie. Mogą poczuć się jak księża, choć jeszcze nimi nie są. Po święceniach jednak wielu z nich nabiera dystansu. Używają tej szaty jako stroju oficjalnego, ale myśl o spacerze czy zakupach w sutannie staje się im obca. Co innego pielgrzymka. Tu sutanna jest obowiązkowym strojem księdza i prawdziwie strojem roboczym. Z każdym kilometrem robi się coraz bielsza. Od soli zawartej w pocie. Na co dzień uroczystą czy pielgrzymkową sutannę często zastępuje wygodniejszy strój krótki, czyli garnitur i koszula z koloratką, a w najbardziej prozaicznych okolicznościach zwykłe cywilne ubranie. Nic więc dziwnego, że coraz rzadziej widzi się sutannę na ulicy. Czy zniknie całkiem z naszego krajobrazu? – Księża będą tak długo chodzić w sutannach, jak długo będą tego chcieli ludzie. Jeden z księży opowiadał, że chodził na katechezę w garniturze, ale młodzież mu powiedziała, że woli go w sutannie. Czasem jednak trzeba sutannę zdjąć. Na przykład, gdy jest gorąco. Sutanna to „mundur Kordeckiego”. On wywalczył wolność od Szwedów. Księża zawsze przyczyniają się do wyzwolenia. Sutanna na rzepy to już nie jest mundur. To raczej habit, a księża to przecież oficerowie Chrystusa. Nie mogą udawać biedaków!
(Artykuł "Nie mogą udawać biedaków!" ukazał się 20 maja 2007 r. w dodatku zielonogórsko-gorzowskim "Gościa")