Prawie 2 tys. uczestników wyruszyło na 31 tras Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Najmłodszy uczestnik miał trzy miesiące i "poszedł" ze swoją mamą w wózku z Kostrzyna nad Odrą, a najstarszy, 78-letni, szedł z Krosna Odrzańskiego.
Organizacji tylu tras nie byłaby możliwa, gdyby nie wielu, wielu liderów. – Jestem też pełen podziwu dla tych młodych ludzi, którzy dobrowolnie zgłaszali się, by utworzyć rejony w swoich miastach i wytyczyć trasy EDK, dając możliwość uczestniczenia w tym pokutnym wydarzeniu większej liczbie osób w naszej diecezji – podkreśla Rafał Wojtkiewicz.
– Muszę jeszcze wspomnieć o jednej, niełatwej trasie z sanktuarium w Rokitnie do Zielonej Góry, która miała 109 km. Gdy ją tworzyliśmy, zakładaliśmy, że wyruszą na nią 2 lub 3 osoby, ale ostatecznie wyruszyło 7 osób i po 24 godzinach morderczej wędrówki dotarło do celu pięciu uczestników. To nie koniec EDK. Dajmy się przemieniać Bogu! EDK to część naszego życia! Planujemy, by EDK było stałą formacją. Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie! – dodaje.
W sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie przygotowano cztery trasy, na które wyruszyło 200 osób. – Moja radość była ogromna, gdy oprócz uczestników EDK zobaczyłem w ławkach też osoby, które z różnych przyczyn nie mogły iść na nocną wędrówkę, ale postanowiły wraz z ks. Przemysławem Janickim czuwać całą noc i modlić się intencjami zebranymi od parafian w naszym sanktuarium – wyjaśnia Rafał Wojtkiewicz, lider EDK w diecezji.
– Były tam też parafianki - to one, wraz ze wspólnotą parafialną „Ars Familia”, po Mszy rozpoczęły przygotowywanie tzw. "śniadania życia" dla wszystkich pątników, którzy po całej nocy dotrą pod figurę Chrystusa Króla. Byli też ratownicy medyczni z Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy zaoferowali swoją pomoc na trasach w razie potrzeby. To jest społeczność EDK. I zawsze, gdy widzę pełny kościół i ludzi, którzy wiedzą, po co do niego przyszli, jest to dla mnie Kościół XXI wieku – dodaje.