O modlitwie na klęczkach, przyjaciołach, którzy nie głaskają, i o tym, że lepiej nie mieć wolnej ręki, opowiada Stanisław Szuflak.
Krzysztof Król: 30 lat temu odbyły się pierwsze rekolekcje trzeźwościowe w sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie. Pewnie jest wiele świadectw z tego czasu. Jakie jest Pana? Stanisław Szuflak: 27 lat temu byłem wycieńczony fizycznie, traciłem wzrok i władzę w nogach. Dostając wypis z detoksu, usłyszałem od pielęgniarki: „Jak dalej będziesz tak chlał, to nie zdążą Cię tu już dowieźć”. Nie wiedziałem, co robić i gdzie iść. I co Pan zrobił? Na mojej drodze Pan Bóg postawił księdza, który podał mi rękę. Zabrał mnie na plebanię i pozwolił zostać. Wkrótce potem trafiłem na rekolekcje do Rokitna. Na początku denerwowały mnie radość i uśmiech ludzi, których tam spotkałem, bo byli zupełni inni niż ja. Zazdrościłem im tego optymizmu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.