- Kiedy wchodzę do kościoła na Mszę św. i jest 5 osób, to w pierwszej chwili odczuwam jakiś rodzaj pustki - mówi franciszkanin o. Stanisław Glista z Zielonej Góry, ale zaraz potem dodaje coś ważnego...
Zapytaliśmy franciszkanina o. Stanisława Glistę, proboszcza parafii pw. św. Franciszka z Asyżu w Zielonej Górze, jakie myśli towarzyszą mu, kiedy odprawia niedzielną Mszę św. w czasie epidemii. - Aktualny czas pandemii, który przeżywamy, pewnie dla każdego jest nieustannym pytaniem, odkrywaniem nowych rzeczywistości, poznawaniem, kim ktoś tak naprawdę jest i co jest wart. Kiedy wchodzę do kościoła na Mszę św. i jest 5 osób, to w pierwszej chwili odczuwam jakiś rodzaj pustki, potem rodzi się tęsknota za wiernymi, za ich twarzami, za ich obecnością - przyznaje szczerze o. Stanisław Glista.
- Kiedy wychodzę do ołtarza i rozpoczyna się Msza św., to wszystko się zmienia, wiem, że w rzeczywistości duchowej są tu wszyscy, którzy mają być. Jesteśmy Kościołem, wspólnotą i sprawowana Eucharystia przy tak niewielkiej liczbie wiernych jest nadal ofiarą, modlitwą całego Kościoła, dziękczynieniem, w tej modlitwie nikt nie może być pominięty. Każdy z nas w tajemnicy kapłaństwa powszechnego składa tę ofiarę w swoim domu, w codzienności, w cierpieniu, w swojej tęsknocie na byciu razem, w swoich lękach o zdrowie, o bliskich - dodaje.
Franciszkanin zauważa, że ten czas epidemii niezwykle weryfikuje nas pod każdym względem. - Oczyszcza, uczy patrzenia na życie, na to, co robię, zupełnie z innej perspektywy. Cały czas w moich uszach brzmią słowa Ewangelii z ostatniej niedzieli (V niedziela Wielkiego Postu): „Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». Jezus, usłyszawszy to, rzekł: «Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą» (J 11, 3-4) - mówi o. Stanisław i dodaje: - Panie, oby tak się stało!