Czesław Laska przypomina, że rodziny ofiar ludobójstwa wołyńsko- -małopolskiego nie chcą zemsty, ale prawdy.
Krzysztof Król: 4 października na Pomniku Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich II RP w zielonogórskiej Łężycy zostaną odsłonięte kolejne tablice pamiątkowe. Proszę przypomnieć, jak to się wszystko zaczęło?
Czesław Laska: 75 lat temu, dokładnie 17 sierpnia 1945 roku, do Łężycy przyjechało 40 rodzin. Przybyli z miejscowości Gniłowody na Podolu, skąd musieli wyjechać po II wojnie światowej w obawie o swoje życie, ale bardzo długo mieli nadzieję, że tam jeszcze wrócą, i Łężycę traktowali do początku lat 70. jako miejsce tymczasowe. Wśród nich byli również moi rodzice. Gniłowody były oddalone o 10 km od Podhajec i 20 km od Buczacza. To była duża miejscowość. W 1930 roku odbył się spis i liczyły wówczas 301 zagród, a 9 lat później już ok. 400. Na wschodnim i zachodnim skraju wioski znajdowały się dwie osady: Podleszczówka Duża i Podleszczówka Mała. Rodzice bardzo dobrze wspominali tamte urodzajne tereny i podkreślali, że żyli w zgodzie i wzajemnym szacunku z Rusinami. Te relacje zaczęły się psuć, gdy Polska odzyskała niepodległość. W czasie II wojny światowej to wszystko nasiliło się do tego stopnia, że banderowcy zaczęli mordować Polaków.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się